IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 
Rosemary Blackwood
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Rosemary Blackwood

Rosemary Blackwood
Gracz

Rosemary Blackwood 2FtHWfM
Klasa : V
Liczba postów : 92
Join date : 25/06/2020
Rosemary Blackwood Empty
PisanieTemat: Rosemary Blackwood   Rosemary Blackwood EmptyPon Lip 06, 2020 10:51 pm

Rosemary Blackwood

Imię i Nazwisko Rosemary Blackwood
Data i miejsce urodzenia 1983/10/21, Chelmsford
Miejsce zamieszkania Chelmsford
Czystość krwi 25%
Preferowany dom Gryffindor/Ravenclaw
Cechy charakterystyczne
Całą sobą okazuje bycie wyżej niż wszyscy, przy tym jest bardzo protekcyjna względem swojej rodziny. Lubi jak się mówi do niej Rosie lub Mary.

Aparycja
Rose jest wysoką, smukłą kobietą o niezwykle silnej potrzebie bycia widzianą jako silną i niezniszczalną. W związku z poczucia bycia kimś więcej, jest zawsze dumnie wyprowtowana, zawsze patrzy przed siebie, nigdy w podłogę. Nie okazuje uniżenia, zamiast tego można się spotkać z jej surowym spojrzeniem. Ubiera się tak, by podkreślić swoje kształty, jednak nie w wyzywający sposób, po prostu by pokazać swoją pewność siebie. Kolory często się zmieniają, wszystko zależy od tego, co jej się akurat spodoba. Zawsze jednak nosi biżuterię i ma zawsze pomalowane paznokcie, choć nie zawsze pamięta o manicurze.
Wybrany wizerunek Adelaide Kane
Wzrost 179 cm
Budowa ciała smukła
Oczy brązowe
Włosy brązowe
Blizny/znamiona
Ciemny ślad na wewnętrznej stronie przedramienia - pozostałość po poparzeniu piekarnikiem


Osobowość
Rosemary kiedy była mała, była osobą bardzo... Życzliwą. Serdeczną, mogącą oddać serce na dłoni. Nie widziała złego w rodzicach, w świecie. Z czasem jednak życie uczyło ją nowych zachowań, wykrzywiając jej charakter, deformując go, sprawiając, że z czasem była ledwie cieniem siebie. Kim jest teraz?
Osobą, która uważa przede wszystkim siebie i swoją rodzinę. Jest królową w swojej głowie, twórcą swojego losu. I co ważniejsze, dba o to by wszyscy dookoła o tym wiedzieli. Zaznacza swoją siłę, wierzy w swoje niezwyciężenie, okazuje swoją dumę. Myśli o sobie wysoko, bo czuje, że jeśli pozwoli sobie na mniej, rozsypie się jak wtedy, gdy widziała ojca znikającego w karetce, jak wtedy gdy zaklęcie niewybaczalne zbiło ją na kolana. Może zbyt dobrze wchodzi jej alkohol czy inne używki, jednak stara się zaznaczać swoją wyższość i dominację jak tylko może. Uosobienie feminizmu, nie da się zaprzeczyć, choć z pewnym marginesem przesady.
A tak z dobrych cech? Wbrew pozorom bywa troskliwa też dla innych poza rodzeństwem. Mięknie na widok krzywdy, jaką sama doświadczyła, jaka by nie była, i stara się wspierać tych, co według niej tego potrzebują. Od siebie wymaga szalenie dużo, jednak w stosunku do innych nie jest tak bezwzględnie krytyczna, choć z pewnością stanowcza. Mówią, że czasem bywa nieco porywcza i że jej umysł wychodzi poza ramy normalności i odpływa w pewne skrzywienie psychiczne, jednak ona tego nie dostrzega i się z tym nie zgadza. Jest też niezwykle dojrzała jak na swój wiek, jako że szybko musiała dorosnąć i stać się odpowiedzialną osobą, nie tylko za siebie, ale i młodsze rodzeństwo.


Historia

Rose chciałaby móc powiedzieć, że jej rodzina jest przeciętna. Przytaknąć na pytanie czy jej rodzice o nią dbają, uśmiechnąć się na wspomnienie wakacji, czuć się kochaną i wiedzieć, że jest bezpieczna. Niestety nie wszyscy mieli takie szczęście w życiu.
Rzeczywistością Rosemary była duża rodzina i rodzice, którzy dbali przede wszystkim o siebie. Chociaż “dbaniem” nie można w zasadzie tego nazwać. Jest drugim dzieckiem Blackwoodów, urodzonym dwa lata po jej bracie - Pansym. Rodzice w zasadzie nigdy nie chcieli mieć dzieci, a przy tym niespecjalnie przejmowali się tym, że je mimo to mają. Nie zabezpieczali się i wychodziło z tego coraz więcej potomstwa, i coraz mniej uwagi. Jak opisać rodzicielstwo państwa Blackwood? Odkąd Rosemary pamięta, ojciec był pijany. Matka mówiła, że był wojskowym, jednak teraz już nie pracował i Rose tego nie pamiętała. Nie bywał w stanie trzeźwym nigdy, po prostu nie. Jeśli dzieci dostawały od matki kieszonkowe, a to było bardzo rzadkie, zdarzało się, że je zabierał, nieważne jak dobrze je ukrywali. Na pewno nie na szczytne cele, co było oczywiste. Rose nauczyła się bardzo dobrze chować to, co było dla niej ważne a przy tym warte jakikolwiek pieniądz. Gdy miała cztery lata, pamięta jak została z bratem w domu sama na bardzo długo. Czuła się jakby to była wieczność. Po prostu nie było rodziców, byli oni dwoje. Jedli to, co było w lodówce, w zasadzie mogli zginąć i by nie zauważono. Co się działo z rodzicami? Ojciec zabalował, pojechał, wrócił po tygodniu. Matka po dwóch dniach, z dziwnymi śladami po wewnętrznej stronie zgięć łokci. Zapytana co to za punkty, powiedziała, że miała podawane lekarstwo i już jest dobrze. Uwierzyła. Dlaczego miałaby nie?
Elementem, który zmienił jej życie, był czas kiedy jej moż zaczęła się ujawniać. Niby spodziewała się, że tak będzie, jednak dopiero mając siedem lat pierwsze zjawisko zauważyła, choć może wcześniej się działo poza jej czy rodziców uwagą. Zaczynała się nawet bać, że może jednak nie ma w sobie magii. Wszystko wyszło na jaw kiedy miała w nocy koszmar i pod wpływem przebudzenia z okrzykiem przestrachu zrzuciła z półki lampkę nocną nawet jej nie dotykając, ironicznie jedynie chcąc ją zapalić. Niedługo potem niechcący zrzuciła ojcu na głowę miskę z półki, podobne "wypadki" działy się jakiś czas zanim w końcu ustały. Pansy starał się ją w tym wspierać, znając już te chwile i mając je za sobą, rodzice zaś... Cóż, złościli się jak spadało coś na nich, a poza tym niespecjalnie przejmowali się całą sprawą. I tak Hogwart był coraz bliżej, a z każdym rokiem było coraz trudniej w rosnącej rodzinie.

[10 sierpnia 1984; 11 lat]
- Musisz wyjeżdżać?
Siedziałam z Daisy i Clove w salonie, oglądałyśmy razem serial pogryzając popcorn. Pocałowałam lekko Daisy w czubek głowy, głaszcząc ją lekko po ramieniu. Wiedziałam, że zaraz będzie mój czas Hogwartu. Wiedziałam, że dziewczyny zostaną same z chłopcami i będą musiały sobie radzić.
- Muszę. Muszę się uczyć żeby mieć dobrą pracę i zabrać was ze sobą. - powiedziałam, odpowiadając na pytanie Daisy. - Będziemy tam tylko my i obiecuję, że będziemy miały mieszkanie, takie nowe, z nowymi meblami, pełną lodówką. Zamówimy coś do jedzenia przynajmniej raz w tygodniu, w każdy piątek.
Milczałam, dziewczyny też. Po chwili obie wtuliły się, a Daisy odetchnęła.
- Brzmi świetnie.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym spojrzałam na Clove, również nieco wspartą na duchu. Trochę, choć w jej oczach było tyle obaw i strachu, ile we mnie. Ujęłam ją za rękę, ściskając w pocieszeniu.
- Będzie cudownie. - powiedziałam szeptem. Nie wiem czy mi uwierzyła.

[23 sierpnia 1996; 13 lat]
Do tej pory pamiętam dzień kiedy ojciec przyszedł pijany i upadł w wejściu na podłogę. Byłam z Daisy, robiłam jej kolację. Myślałam, że zaraz się podniesie, ale tak nie było. Leżał, zakasłał parę razy. Podeszłam, mówiąc jego imię, ale się nie ruszał. Przewróciłam go na plecy. Był ciężki, wiotki, zupełnie jakby był…
Sprawdziłam jego oddech, zbliżyłam ucho do jego ust, jednak nie było nawet cienia tego, czego oczekiwałam. Czułam jak i moje serce się zatrzymuje, jak mój oddech zwalnia.
- Daisy, daj mi telefon, szybko. - powiedziałam, jednak nie wiedziałam już nawet czy tam była. Telefon podał mi Amaryllis. Wykręciłam numer pogotowia i patrzyłam jak zabierają tatę do szpitala. Podobno miał puls, ale ja go nie czułam, widziałam tylko jego bladą twarz i ramię zwisające z noszy.
- Czy tata nie żyje? - zapytała Daisy, ujmując mnie za rękę. Spojrzałam na nią. Miałam tylko niecałe czternaście lat, ale byłam za nią odpowiedzialna. Za Amaryllis, Mallow. Ale nie czułam się na to gotowa. Czułam, że wszystko się sypie i że jeszcze krok, może dwa, i będę jak rozsypane puzzle. Bo jeśli Charles sobie nie radzi, jak mogłam ja? Ścisnęłam dłoń siostry, po czym wzięłam ją na ręce, przytulając ją do siebie.
- Żyje. Wróci do nas. Niedługo. - powiedziałam z pozornym spokojem. Wróciłam do domu, wykąpałam dzieci, nakarmiłam. Położyłam wszystkich spać. Nie wiem gdzie był Pansy, ale nie było go z nami. Nie było go i musiałam zająć się wszystkim sama. Wróciłam do pokoju późno, zostawiając jeszcze dla matki list w salonie, razem z pozostałym po kolacji makaronie w przyprawach. Wróciłam do pokoju i poczułam jak się rozpadam, jak pękam, jak wizje utraty rodzeństwa i rodziców zalewają mój umysł. Płakałam w poduszkę tak długo, aż zasnęłam w zmęczeniu. Nie miałam już siły, jednak musiałam ją mieć. Czy to było sprawiedliwe? Nie było. Ale nie miałam wyjścia. Nie miałam już prawa wyboru.

[15 lipca 1997; 14 lat]
- Masz mnie szanować, jestem twoim ojcem! - krzyknął Charles, myśląc, że mnie przestraszy. Nie przestraszył. Chciał naszych pieniędzy, znowu. Matka zniknęła, nie było jej w domu już miesiąc i nikt nie wiedział nawet czy żyje. Ale on był i chciał pieniędzy, które daliśmy radę uskubać z tego, co dało radę.
- Miałam sześć lat kiedy nas zostawiłeś samych! SZEŚĆ!
Charles zamilkł, patrząc mi w oczy. Nie wiem czy coś docierało, był po alkoholu, jak zawsze. Miałam jednak nadzieję, że zapamięta cokolwiek, a ja musiałam z siebie wyrzucić co mnie bolało. Czułam za sobą oczy młodych, patrzące co się dzieje. Musiały na to patrzeć. Ale widziały gorsze rzeczy.
- Opiekowałam się z Pansym tobą, Clove, Daisy, potem Amaryllis, Mallow. Czy ty wiesz w ogóle ile masz dzieci? Znasz ich imiona? JA ZNAM. Bo JA jestem ich matką, nie Madelynn. Pansy odwala twoją robotę, bo CIEBIE nigdy nie ma! A jak jesteś, to żeby spać albo brać nasze pieniądze.
- Matka was kocha, i ja też-
- Nie ma was! Nigdy was kurwa nie ma!
Czułam łzy na moich policzkach, czułam jak trzęsą mi się ręce. Pokręciłam głową, patrząc na Charlesa z niedowierzaniem i bólem.
- Nie jesteś naszym ojcem. - powiedziałam cicho, kolejne łzy wybrały własną ścieżkę na mojej twarzy. - Żadne z was nie było nawet blisko bycia rodzicem. Gardzę tobą.
Nie spodziewałam się ciosu otwartą dłonią w twarz od ojca. Dało się słyszeć trzask, poczułam piekący ból na policzku. Spojrzałam na niego powoli z niedowierzaniem i nienawiścią. Ja nie spodziewałam się ciosu, on nie spodziewał się przyłożenia pięcią w nos z całej mocy, jaką tylko miałam w ramieniu. Nie czekałam nawet na jego reakcję, odwróciłam się i popędziłam w noc. Tak bardzo nie chciałam tu być, tak bardzo chciałam zacząć życie daleko i być… Kimś innym. Kimś nie należącym do tej rodziny. Ale miałam odpowiedzialność, i miałam inne życie niż to, które chciałam. Nie wiem czy Pansy zajął się dziećmi. Nie wiem czy była to Clove. Ja miałam dość. Odeszłam, by wrócić do domu rano, i przysięgam, nigdy nie opowiem co się działo ze mną tej nocy.


Z wiekiem zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo rodziców nie obchodzi co się dzieje w domu, choć usilnie starała się wierzyć, że się myli. Pansy robił co mógł żeby zajmować się nią tak, by nie była sama sobie, by miała opiekę jaką powinna mieć od rodziców pojawiających się od przypadku do przypadku. Opiekował się nią, a potem ona pomagała mu opiekować się Clove, potem Daisy, Amaryllis, Mallow, Jasmine… Tak, matka świetnie się bawiła nazywając swoje dzieci po nazwach roślin, zupełnie jak się nazywa gromadzone zwierzątka. Od pieluchy dzieci były na porządku dziennym z alkoholizmem ojca, z nimfomanią matki i okazjonalnym ćpaniem obojga, z jej imprezami, ze znikaniem rodziców na dni, czasem na tygodnie, by ot tak wrócić nie czując się jakkolwiek źle z tym, że ich nie ma, że ich dzieci wychowują siebie nawzajem. Seks na stole w kuchni? Jasne, okej, zdarza się. To nawet nie zawsze był ich ojciec, ten, który uprawiał seks z matką. Właściwie, nawet nie było pewne, a nawet było wątpliwe, że wszyscy mieli tego samego ojca. W domu panował z reguły bałagan, nie tylko w organizacji. Wszystko się tam działo: walający się alkohol, butelki, jedzenie, stare spleśniałe jeśli nikt tego nie sprzątnął. A najgorsze były te momenty, gdy myślała już, że wszystko jest poukładane i sobie radzą, a okazywało się, że się myli.
Czy było zawsze czarno, szaro i najgorzej? Z rodzicami zazwyczaj, a między sobą nieszczególnie. Rodzeństwo zawsze się kłóci, to naturalne. Jednak w domu jak ten wszystkie dzieci były ze sobą niezwykle zżyte. Mogli sobie nawtykać, mogli się bić do krwi na skroniach, mogli podkładać sobie świnie, jednak gdy przychodziło do czego, rodzina Blackwood mogła zniszczyć jeśli ktoś sprowokował. Pierwsza zasada slumsów, w których mieszkali: jeśli podpadasz, upewnij się, że ta osoba nie ma stada. Oni mieli. Byli silni, chaotyczni, z granicami moralnymi mocno rozchwianymi i odchodzącymi od klasycznej moralności dobrej rodziny. Rose miała czasem wrażenie, że nie było nic, czego by nie znała. Widziała już wszystko, przeżyła większość. Jeśli działo się coś nowego, akceptowała rzeczywistość, już nic jej nie dziwiło. Stawała się coraz silniejsza, bardziej niezależna. Pansy z czasem zaczął być coraz bardziej egoistyczny i troszczący się o siebie bardziej niż o kogokolwiek innego. Zaczął znikać, a Rose widziała obrzydliwe podobieństwo między nim a ojcem. Nie omieszkała mu tego wyrzucić, to była najostrzejsza i najtrudniejsza kłótnia, jaką przeżyła w tym domu, a było ich naprawdę wiele. Ale musiała to naprawić, bo Pansy zawodził. Gubił się, a nie mógł sobie na to pozwolić, nikt nie mógł, bo ich rodzice nie byli rodzicami. Byli. Po prostu.
Rosemary nauczyła się od małej dziewczynki jasno określać swoje potrzeby. Nauczyła się opiekować młodszymi, być odpowiedzialną, decyzyjną. A co najważniejsze, nauczyła się sztuki przetrwania. Bycia kimś, kto rozszarpie zarażających jej lub jej rodzinie jak tylko będzie miała ku temu okazję. Nie było miejsca na dyplomację. Jej zdaniem wszystko należało zaznaczać i rozwiązywać od razu. I tak oto stała się kimś, kto zamknął swoje bóle, swoje cierpienie i poczucie porzucenia przez rodziców, braku opieki, braku osoby, na której mogłaby polegać, i była taką osobą dla rodzeństwa.
Szkoła wiele utrudniała. Nie było jej i Pansy’ego przecież większość roku. Nie można było ot tak zniknąć. Trzeba było zająć się dziećmi, całym domem dzieci. Pansy poszedł do szkoły, a dziewięcioletnia Rose została sama, próbując skupić się na trzymaniu domu w kupie. Ku jej zdziwieniu matka czasem nawet pomogła, choć nie była szczególnie uosobieniem matczynej miłości. A jednak pomagało to więcej niż sądziła i Rosemary jakoś przetrwała ten rok, z pomocą jej i Clove.
Po dwóch latach przyszła kolej na nią i musiała zostawić siostrę samą. Miała szczerą nadzieję, że sobie poradzi z przetrwaniem na kieszonkowych od matki, i co ważniejsze, że schowa dobrze pieniądze żeby Charles ich nie zabrał. Miała nadzieję, że Madelynn jej pomoże, tak samo jak Daisy, dość już przyuczona żeby pomagać w domu na sensownym poziomie.
Czas płynął. W domu było ciężko, w szkole rodzeństwo przenosiło własne zniszczone dusze na szczebel społeczeństwa, na mus współgrania z innymi uczniami znającymi zupełnie inne realia. Musieli przywyknąć, że jest inaczej i że muszą się wpasować. Rosemary od pierwszej klasy czuła się jak w domu - niestety to nie był pozytyw. Czuła, że musi walczyć o siebie, że musi działać i zaznaczać swoją siłę i decyzyjność, bo inaczej zginie. Jak w rodzinnych stronach, zjedz lub zostań zjedzonym. Była wrażliwa, nauczyła się jednak wypierać to na rzecz waleczności, na rzecz zapewniania sobie komfortu takiego, jaki jej zdaniem potrzebowała. Przez to wielu rówieśników niespecjalnie ją lubiło, uważając ją za kłótliwą, irytującą, zbyt arogancką i wyszczekaną. Może faktycznie tak było, jednak nawet jeśli, raczej nie chciała tego zmieniać. A nawet gdy chciała, nie potrafiła.
Potem przyszła się wojna by poruszyć mury zamku. Rose, przechodząc do czwartej klasy, w wyniku musu bycia w szkole została do niej wysłana, tak samo jak Pansy, Clove, Daisy. Na szczęście Amaryllis miał przed sobą jeszcze rok, upiekło mu się. Zresztą miał do opieki przy tym malutką Mallow i Jasmine i całe szczęście, że rodzice czasem jednak w ogóle zaglądali co się u nich dzieje... A co się wtedy działo z Rose? Rosła w siłę. Rozwijała skrzydła mimo wojny, a z każdym dniem, każdą kolejną traumą, każdym cierpieniem, budowała wyższe mury, więcej siły, aż stała się osobą zupełnie inną niż zanim poszła do szkoły. Troskliwą, lecz ostrą. Surową, choć rozważną w miarę swoich pojęć. Chłodną, arogancką, dumną. Nie raz oberwała za to, że nie patrzyła w nogi zamiast wyzywająco w oczy. Otrzymała na pamiętnych zajęciach cios zaklęciem Crucio za zbytnie wywyższanie się i niemal sugerowanie, że śmierciożerca może co najwyżej całować jej buty, i może będzie coś wart.
Pamięta ten ból. Pamięta nadal swój krzyk i to, jak czuła się rozdzierana i zszywana na nowo. Czuła ból, jaki nie sądziła, że istnieje. Spuściła wzrok, tak. Po to, by umocnić się w silnym poczuciu potrzeby zemsty, poczuciu siły i nie ugięcia. Dla niej wojna nigdy się nie skończyła. Nawet gdy chmury się rozwiały, gdy Voldemort był martwy, gdy wrócono do szkoły, pozostał w niej mrok minionych wydarzeń, potrzeba zaznaczenia swojej siły, nie pozwolenia by ktokolwiek ośmielił się ją skrzywdzić. Ją, jej rodzinę, jej przyjaciół. Była lwicą strzegącą tego, co jej, i choć zachodziła w tym za daleko, nie zdawała sobie z tego sprawy. Była królową w swoim świecie, odrobinę szaloną, niezrównoważoną, ale silną i przekonaną o tym, że ma w sobie ogromną moc i może osiągnąć wszystko, co zechce, musi tylko zawalczyć. A walczyła od małego, dlaczego miałaby zawalić? Nawet mimo niezdanej klasy w roku królowania Śmierciożerców, nie to żeby rodzice w ogóle zauważyli czy się tym przejęli, wierzyła, że świat jeszcze się jej pokłoni, kwestia lat.

Krewni i rodzina

➤ Pansy Blackwood - dwa lata starszy brat, Ravenclaw.
➤ Clove Blackwood - siostra rok młodsza
➤ Daisy Blackwood - siostra 2 lata młodsza
➤ Amaryllis Blackwood - brat 4 lata młodszy
➤ Mallow Blackwood - brat 7 lat młodszy
➤ Jasmine Blackwood - siostra 9 lat młodsza
➤ Madelynn Blackwood - matka półkrwi, nimfomanka, okazjonalnie przyjmuje narkotyki. Pracuje w sklepie artykułów magicznych w dzielnicy magicznej, jednak Rose podejrzewa, że nie wszystkie pieniądze pochodzą z tej pracy.
➤ Charles Blackwood - ojciec alkoholik, mugolak. Kiedyś wojskowy, teraz oddelegowany na przedwczesną emeryturę.


Ciekawostki
➤ Kocha psy
➤ Bywa nieco psychiczna i nazbyt agresywna, można by rzec, ale nie do końca zdaje sobie z tego sprawę
➤ Ulubiony kolor to czarny i czerwony
➤ Ma za złe starszemu bratu, że bardziej troszczy się o siebie niż resztę rodziny. Poczuwa się przy tym niemal jak matka dla swojego rodzeństwa.
➤ Ma skłonności do alkoholizmu.

Brytyjskie Ministerstwo Magii
Powrót do góry Go down
Danica Davies

Danica Davies
Admin

Rosemary Blackwood 2FtHWfM
Klasa : VI
Liczba postów : 480
Join date : 28/03/2020
Rosemary Blackwood Empty
PisanieTemat: Re: Rosemary Blackwood   Rosemary Blackwood EmptyPon Sie 03, 2020 7:02 pm





Gratulacje, Gryfonko!
Teraz, jako pełnoprawna członkini forum, możesz zacząć grać w fabule. Koniecznie zacznij od założenia takich tematów jak poczta, powiązania postaci, skrytka u Gringotta i pamiętnik. Dokładne instrukcje dotyczące pierwszych kroków znajdziesz we Wskazówkach. O wszystko możesz też spytać kogoś z administracji.
Baw się dobrze!
Powrót do góry Go down
 Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Clove Blackwood

Erised :: Zaakceptowane-
Skocz do: