IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 
Oriane Jacquetta Boleyn
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Oriane Boleyn

Oriane Boleyn
Gracz

Oriane Jacquetta Boleyn ULu9UZs
Klasa : V
Liczba postów : 271
Join date : 28/04/2020
Oriane Jacquetta Boleyn Empty
PisanieTemat: Oriane Jacquetta Boleyn   Oriane Jacquetta Boleyn EmptyCzw Kwi 30, 2020 6:28 pm

Oriane Boleyn

Imię i Nazwisko Oriane Jacquetta Boleyn
Data i miejsce urodzenia 1985/02/21 Francja, miasto Calais w departamencie Pas-de-Calais
Miejsce zamieszkania Anglia, hrabstwo Essex, dystrykt Rochford, na południe od wsi Hockley
Czystość krwi 100%
Preferowany dom Slytherin
Cechy charakterystyczne
Uwielbia być uwielbiana, nie tylko romantycznie: takie z niej roześmiane dziewczątko lubiące być w centrum uwagi. Kocha gry, taniec, wyzwania i słowne przekomarzanki. Jeśli znienawidzi – nienawidzić będzie po grób, a jej piórka dość łatwo potargać pewnymi tematami.

Aparycja
Swoją jasnoblond głowę Oriane nosi nieco poniżej statystycznej Angielki i o dodatkowe osiem milimetrów poniżej statystycznej Francuzki. Ze swoimi sto pięćdziesięcioma siedmioma centymetrami wzrostu mogłaby schować się pod małym krzakiem i nie musiałaby bardzo się kulić, żeby nie wystawać. Zwłaszcza, że zajęcia z tańca, na które uczęszczała w poprzedniej szkole, oraz konna jazda podczas każdej wizyty w rodzinnej posiadłości, utrzymały ją w lekko wysportowanej szczupłości, nie odznaczającej się wielką ilością wyrzeźbionych mięśni, ale i nie burzonej zbędnymi wałeczkami. Pomógł też prawdopodobnie fakt, że po Beauxbatons musiała dosłownie biegać, żeby wyrabiać się z zajęć na zajęcia, tak bardzo wypchała sobie grafik. Aż dziw bierze, że głowa jej nie spęczniała od tych wszystkich dodatkowych lekcji! Nie, jej główka nie jest spęczniała z pewnością. Wręcz przeciwnie, jeśli popatrzeć nań od strony anatomicznej, głowę ma perfekcyjnie proporcjonalną. Całkiem inaczej historia ma się z jej kończynami: nieco zbyt długie względem tułowia, czy też sam tułów jest nieco przykrótki, nieważne. Ważne, że o ile proporcjonalny człowiek ma łokieć na wysokości talii, łokcie Ori obijają się praktycznie o biodra. Te zaś, osadzone dość wysoko i o przyjemnym kształcie, przechodzą w cienką talię.
Byłaby miała kształt klepsydry, gdyby nie szerokie, kanciaste wręcz ramiona i nieco za małe na złotą proporcję piersi.
Nie można mieć przecież wszystkiego – w myśl tej zasady Oriane urodziła się także bez kawałka środkowego palca u lewej stopy. Quentin miał na ten temat żarcik: „Tylko tylko się z ciebie udało wyskrobać.”. Zazwyczaj wykorzystywała do odpowiedzi fakt, że u dłoni posiada pełen zestaw palców, i dźgała go którymś pod żebra. Nie dość, że miejsce wybierała na odpowiedź dość bolesne, to paznokcie zawsze miała zadbane: spiłowane w migdał, nieco wystające poza krawędź opuszek, dodając tym samym bratu powodu do żałowania swoich słów. Łącznie Oriane ma dziewiętnaście i pół palca, i ani jednego problemu z utrzymaniem równowagi.
Jak łatwo opisać najmłodszej Boleynówny sylwetkę, tak trudność pojawia się wokół jej twarzy. Nie, nie jest trudnym stwierdzenie: „Ma długie włosy ale korzysta z dopinek, gdy na jeden dzień chce mieć jeszcze dłuższe.” czy „Czasem tonuje swój blond, by był bardziej złocisty.”. Nie jest też trudno przywołać niezliczoną ilość powrotów od fryzjerki, kiedy zamiarem było podcięcie końcówek a efektem był ciemnym brąz na głowie: oczywiście pod kolor oczu i historyczny wygląd pra-pra-dużo pra-babki, Anny Boleyn.
Trudne są oczy – duże, przezywane „krowimi”, w ułamku sekundy mogące z uwodzicielskich przemienić się w przenikliwe, jak gdyby były w stanie prześwietlić na wylot, odczytać najdrobniejszy sekret i poznać każdy wstyd. Ich ciemny brąz graniczący wręcz z czernią niczemu nie pomagał: śladowa słodycz gorzkiej czekolady, tak fascynująca i pełna niemego wyzwania, w innym nieco świetle zmieniała się w dwie niepokojące, przerażające niemal, czarne dziury – głębokie, nieprzeniknione, podważające czystość sumienia.
Niektórzy mogliby uznać nos Oriane za zbyt duży; Ori sądzi, że dodaje jej buźce łagodności swoim miękkim kształtem, tak kontrastującym z mocnymi kreskami wyznaczającymi usta. Niby mocno zarysowane ale niewielkie; gdy tylko nabiorą łagodnego uśmiechu nadają jasnej buzi anielskiej wręcz niewinności. Nie muszą się natomiast nawet krzywić – wystarczy, że uśmiech zastąpi luźno ściągnięta kreska – a twarz Oriane nagle przywodzi na myśl drapieżnika obserwującego cierpliwie swoją ofiarę.
Spośród makijażu Oriane najbardziej ukochała sobie wszelkie szminki i pomadki. Powinna pewnie bardziej zakochać się w tuszu do rzęs – jej naturalne rzęsy nie są zbyt ciemne, przez co wielkość oczu nie zawsze jest tak wyraźna; zupełnie jakby względnie jasny odcień skóry był tym okropnym pasażerem autobusu, co specjalnie rozstawia szeroko nogi i, choć jedynie optycznym zakłamaniem w tym przypadku, zabiera przestrzeń współpasażerowi to jest: bieli i prawie-czerni oczu.
Zazwyczaj unika noszenia intensywnej zieleni, szczególnie kiedy akurat ma na głowie ciemny brąz zamiast blondu – mocna zieleń zbyt mocno kojarzy się z Anną Boleyn, którą Oriane być może i uwielbia, nie jednak do stopnia kopiowania jej kropka w kropkę. Zazwyczaj przy blondzie stawia na zwiewne pastele, bardziej koronki niż wielokolorowe wzory, przy brązie – na czernie, wzory mieszające barwy, szlachetne odcienie ciemnego niebieskiego kontrastowo zestawione z bielą czy czerwienią. Wszystko jedno zaś jaki akurat ma kolor włosów – na przyjęcie, bal czy galę założy coś złotego. Czy będzie to tylko jeden element, czy całość ubioru, coś złotego być musi!
Uwielbia biżuterię – woli jednak kolczyki i pierścionki od bransolet, wisiorków, naszyjników – i ciężko spotkać ją bez choćby jednego pierścionka.
Chyba, że jest się szalonym stalkerem i się ją podgląda kiedy śpi. Wtedy i tak powodzenia z podglądaniem – ma zwyczaj noszenia koszul nocnych za kolano i z krótkim rękawkiem. O ile dany stalker nie podnieca się już na widok nagich kobiecych kostek... Cóż, jego pech.
Wybrany wizerunek Anya Taylor-Joy
Wzrost 157 cm
Budowa ciała szczupła, figura tancerki
Oczy ciemny brąz łatwy do pomylenia z czernią
Włosy jasny blond
Blizny/znamiona
Nie jest to co prawda blizna ale brakuje Orianie od urodzenia połowy środkowego palca u lewej stopy.


Osobowość
Można by spodziewać się po okradzionych z ziem, tytułów i tronu ludziach mieszkających od pokoleń na wygnaniu, że będą jednym wielkim drzewem genealogicznym zgorzknienia i zgryźliwości, codziennie wyklinającym ku brzegom Anglii w słowach tak zbereźnych, że ich znaczenie znane jest jedynie w miastach portowych. Tak Oriane, jak i reszta Boleynów, do tego obrazka kompletnie nie pasuje – no, może poza zgryźliwością. Złośliwostki są w końcu domową codziennością, wręcz sposobem wyrażania miłości. Zapoczątkowane jeszcze przez Annę ambiwalentne podejście do wszelkich moralnych kodów świata dotarło aż do początków XXI wieku i miało w Orianie równie wielką wielbicielkę. Co? Że niby Ori i As oszukiwali w karty? Przepraszam bardzo, to nie oszukiwanie a przewaga taktyczna wynikająca ze współpracy rodzeństwa! Ale niech będzie, pójdą i przeproszą – w końcu ważniejsze od udowodnienia ich małych opinii są kwoty, które tamten stolik zamierzał tego wieczora stracić w magi-kasynie Boleynów. Bo z udowodnienia opinii mała satysfakcja – z nowego siodła albo całego nowego konia satysfakcja i większa, i na dłużej starczy. Buźka się zawsze słodko uśmiecha na widok każdego luksusu zafundowanego przez graczy, którym dobra fortuna nie sprzyjała. Owszem, Oriana lubiła śmiać się ostatnia. Lubiła też śmiać się w tłumie ludzi! I z nimi tańczyć! Och, po prostu uwielbiała ludzkie towarzystwo – i jak kwiatek pragnie wody, tak ona pragnęła ludzkiej uwagi. Nie ściągała jej jednak na siebie przez bycie najgłośniejszą czy najbardziej ordynarną. Korzystała ze swoich, nieco subtelniejszych, silnych stron: ze złocistych włosów, z dużych wyrazistych oczu, co to je bracia przezywali „krowimi” ale szkolni koledzy uwielbiali, i magicznym uroku odziedziczonym po babce. Starała się być kusząca słodyczą, acz z lekka cierpka, jak kwiatowy miód. Korzystała więc niemal na równi z ciętego, nieraz wisielczego wręcz humoru. Sięgała poń też w smutnych sytuacjach, gdy potrzebowała uspokoić emocje bo nie było czasu bawić się w płacze czy szlochy. Wychodziła z założenia, że kiedy istnieje problem, najpierw trzeba znaleźć metodę rozwiązania go – rozwiązać go – a potem dopiero nadchodzi czas wypłakiwania się ze wszelkich stresów oraz żali. Dlatego przez tydzień po ukończeniu każdego semestru chodziła po domu z regularnie zapuchniętymi od płaczu oczami, a kiedy ktoś o opuchliznę pytał kontrowała czymś w stylu: „Opuchnięte oczy? Nieee, coś tyyy. Po prostu próbują wziąć przykład z oka dziadka i rozpocząć życie bez mojej czaszki!”.
Nie była perfekcyjną uczennicą, nie była jednak uczennicą złą. Ba! Była sporo powyżej średniej, wkładała w to jednak multum pracy – nie spała przez to szczególnie wiele, niewiele właściwie więcej niż krytyczne minimum. Dziękowała więc w duchu za dość ścisły rygor panujący w Académie de Magie Beauxbâtons. Mogła się spokojnie wyspać w weekendy nie żałując ominiętych przyjęć. Cóż, gdyby się takowe obywały, prędzej by poświęciła dodatkowe godziny snu na ich rzecz niż odwrotnie – ale nie byłby to łatwy wybór. I jej ambicja płakałaby potem nad tym wyborem żałośnie.
Jedyna emocja, której właściwie nie potrafiła powstrzymać, była złość. Kiedy była zła – była zła – i wiele mogło się stać: od wyrywania garściami włosów oponenta, przez gryzienie go gdzie popadnie, po dosłowne próby wydrapania przyczynie złości oczu. Gdyby miała pod ręką coś ciężkiego? Zdecydowanie by tego użyła. Zanim jednak docierało się do tej bezpowrotnej granicy trafiało się na listę osób, których Oriane nienawidziła z pasją tysiąca słońc. Oni czekali na zemstę.
Jednym z interesujących przypadków zemsty była operacja Wielka Łysina z czasów pierwszej klasy. Jakaś dziewczynka z jej rocznika śmiała się z cudownego blondu Ori – że niby blondynki są głupie i że wygląda staro w takich jasnych włosach. Cóż, półtora miesiąca później, kiedy nikt już nie pamiętał o drobnej słownej utarczce między dziewczynką a Oriane, owa dziewczynka obudziła się łysa i z jakichś tajemniczych przyczyn włosy odrastały jej w tempie iście żółwim.
Rękoczyny, rzecz jasna, nikogo z listy oczekujących na zemstę nie usuwały. Może odrobinę odsuwały zemstę w czasie, może nieco ją łagodziły bo parę gram wściekłości już się ulało – ale uraza pozostawała, równie uparta co sama Oriane. Nawet niemalże chroniczne przemęczenie nie mogło zmusić dziewczyny do wypisania się z choć jednych elektywnych zajęć spośród całej ich litanii. Właściwie upór mieszał się tutaj z dumą. Wolała przemęczyć pełen kurs podtrzymując oceny w całkiem niezłej formie jedynie by udowodnić wątpiącym, że potrafi to zrobić. Zdecydowanie – duma i upór były pośród największych jej dość trudnego charakterku grzechów.
Kolejnym z tych grzechów była miłość dla wszystkiego, co zapewniało zastrzyk ekscytacji albo dreszczyk niebezpieczeństwa a najlepiej – zastrzyk obu naraz. Uwielbiała więc, rodzinnym już chyba zwyczajem, hazard i wyzwania, i gry o stawki, i zakłady; było coś cudownego w ekscytującym napięciu na sekundy przed odkryciem kart czy przy samym końcu wyścigu, kiedy ścigający zbliżali się po raz ostatni do linii mety a jej faworyt szedł łeb w łeb z kimś po ostatni krok! Równie przyjemne były małe czy większe spiski, skakanie po granicy prawa czy choćby szkolnego regulaminu. Och, i tajemnice! Szczególnie słodkie oczywiście bywały te, których znać nie powinna.
Jeśli chodzi o lojalność – Oriane z pewnością zaklinałaby się, że jest to lojalność dokładnie taka sama, jak u Boleynów sprzed wieków: niby rodzina najważniejsza ale, jak przyjdzie co do czego, głowa wciąż przymocowana do karku jednak milsza. Nigdy jednak nie była wystawiona na tak wielką próbę. Czy byłaby w stanie, dla ratowania własnej skóry, zdradzić członka rodziny i patrzeć bez słowa jak ścinają mu głowę podczas publicznej egzekucji? Z drugiej strony – czy potrafiłaby, jak Maria Boleyn kiedyś, pomóc krewniaczce uciec z więzienia, jeśli zakładałoby to posłanie na szafot niewinnej służącej spojonej eliksirem wielosokowym i pod wpływem imperiusa? Zbyt mało lat i doświadczenia na karku, by można było to stwierdzić jednoznacznie.
Jak dumna z własnej krwi czystości była, tak mało obchodziła ją czystość cudzej krwi. Wynikało to głównie z nieszczególnego zainteresowania życiem wewnętrznym nieznajomych. Kiedy zaś stawali się znajomymi – już ich zaakceptowała.
Nawet jeśli szlama, to jej szlama. Nikomu nic do tego.


Historia
Pewnego pięknego przedpołudnia szła nabrzeżem Calais piękna blondynka, gibka jak młoda wierzba, kołysząca biodrami tak łagodnie i naturalnie, że ruch przywodził na myśl sprężyste, zielone trzciny okalające malowniczy rzeczny bród. Prowadziła za rączki dwoje dzieci – chłopca i dziewczynkę, oboje równie blond i równie ciemnookich, o pyzatych wciąż wczesnymi latami życia buziaczkach. Dwa kroki za nimi wędrował ciemnowłosy chłopak bliski krawędzi wieku męskiego z koszykiem piknikowym przewieszonym przez łokieć. Nawet gdyby nie łączył go zarówno z dziećmi jak i kobietą odcień gorzkiej czekolady, co to spowił ich tęczówki, nietrudno byłoby dostrzec, że są spokrewnieni. Można by to poznać po elegancji ruchu czy nietypowej, słodko-gorzkiej, magnetyzującej aurze otaczającej każde z nich niczym cień, samo wspomnienie niemalże, zwodniczo uwodzicielskiej woni.
Jasna, przejrzysta pogoda pozwalała dostrzec z miejsca, które wybrali na krótki przedobiedni piknik, białe brzegi Anglii. Kiedy każdy zasiadł na rozścielonym kocu i miał już co skubać drobnymi kęsami kobieta przygarnęła bliżej najmłodszą dwójkę matczynym gestem. Odgarnęła z jasnego czółka synka drobny loczek, przytuliła na chwilę policzek do miękkich włosów córeczki.
– Maman! Opowiedz o mądrej Annie! – zaćwierkała dziewczynka, najbardziej chyba z całego zgromadzenia żywotna, niezdolna usiedzieć w miejscu.
– Mon Dieu, Oriane. – Najstarsze z dzieci kobiety, ciemnowłosy Quentin, westchnęło z lekką irytacją. – Wszyscy słyszeliśmy tę historię z miliard razy.
– Maman, opowiedz! – Włączył się w chór nieco jedynie ponad rok młodszy od dziewczynki Pascal. – Mądra Anna, mądra Anna!
Bliscy wiekiem i podobni z wyglądu, Oriane i Pascal byli niemal jak bliźnięta – i zupełnie jakby nimi byli nie raz i nie dwa łączyli się w jeden denerwujący front przeciw sporo starszemu bratu. Claire zaśmiała się perliście na przekomarzanki potomstwa.
– Tylko jeśli obiecacie nie denerwować brata przynajmniej do obiadu.
Nierówny dwugłos zaprzysiągł się niemalże na śmierć – Claire wymieniła rozbawione spojrzenia z Quentinem. Nawet jeśli z mężem pośpieszyli się ze zrobieniem go bardziej niż do ślubnego kobierca, nigdy nie żałowała. Był rozsądny, świetnie się uczył, i zdawał się mieć smykałkę do prowadzenia rodzinnego biznesu – i na dodatek chciał go przejąć gdy dorośnie do szefowskich butów. Jak dziwnie, że z początku plany zakładały całkiem inny rozwój spraw.
– Dobrze, dobrze, opowiem ale cicho-sza, inaczej po opowieści – oznajmiła spokojnym, aksamitnym głosem; odczekała chwil parę, by ruchliwe dzieci zajęły jak najwygodniejsze pozycje. – Już? – Dwie kiwające twierdząco główki. – Dobrze, zaczynajmy. Dawno, dawno temu, za kanałem i lasami, za widocznymi stąd brzegami Anglii, znajdował się zamek w Hever. Tomasz Boleyn, którego mama była wilą, wżenił się w Howardów i razem z żoną mieli trójkę prześlicznych, przemądrych dzieci. Oriane, wyobrażasz sobie mieć siostrę zamiast jednego z braci? – Dziewczynka potrząsnęła przecząco głową. – Bo oni mieli właśnie dwie córki i jednego syna. Jerzego, Marię i... - Claire przeciągnęła ostatnią literę, chcąc zaangażować potomstwo w snucie dobrze znanej im historii.
– I mądrą Annę! – Wykrzyknął Pascal radosny, że nie tylko wyprzedził ale i zagłuszył siostrę, która w odpowiedzi wsadziła mu w ucho pośliniony mały palec dłoni. – Fuj, Ori!
– Nie „fuj, Ori” tylko mądrą Annę! – Odparła szczerząc w jego stronę wybrakowane zęby.
– Rozumiem, że sami sobie dacie radę z opowiadaniem...?
– Non! Przepraszamy, prawda As?
– Bah oui! Strasznie przepraszamy!
– Maria była słodka i śliczna, brakowało jej jednak ambicji. Jerzy – cóż, nie mógł zostać królową, bo był chłopcem. Ale Anna miała i ambicję, i była dziewczynką, i miała odwagę.
– Czemu chłopiec nie może być królową?
– Bo chłopcy są królami, As.
– No ale czemu?
– Bo są królami!
– Mieliście mnie nie denerwować do obiadu...? – Mruknął Quentin leżący wzdłuż jednej z krawędzi koca, wystawiając jasną twarz ku przedpołudniowemu słońcu z zamiarem zdrzemnięcia się mimo kakofonii sprzeczającego się rodzeństwa, którą już dawno nauczył się traktować jak kołysankę.
Jedna uwaga starszego brata starczyła, by uciszyć nieznośnie energetyczną dziatwę.
– Ale król Henryk miał już królową! – Udała szok Claire, by ton narracji pasował z grubsza do opowieści. – Katarzyna Aragońska nie dała mu jednak synka. Jak sami zauważyliście, bez synka nie ma następnego króla. Anglię czekałoby bezkrólewie a tak być nie mogło. Bo kto w tamtych czasach by słuchał królowej? Królowa mogła tylko ładnie wyglądać i się uśmiechać.
– Głupie!
– Bardzo głupie, prawda? – odpowiedziała ze skinieniem głowy ku naburmuszonej na niesprawiedliwość średniowiecza córki. – Mądra Anna z Henrykiem się jednak bardzo pokochali. I przez dłuuuugie lata starali się o rozwód dla króla. Kiedy król zrozumiał dzięki kilku książkom, które mądra Anna mu zaproponowała, że przez religię Anglicy nie są wierni Anglii, zerwał z papieżem i sam udzielił sobie rozwodu! Tacy oboje byli mądrzy, król Henryk i Anna! Mieli śliczny ślub i prześliczną koronację mądrej Anny na królową. Niestety, Henryk chciał królowej, co by ładnie wyglądała i się uśmiechała, i pozwalała mu się całować ze wszystkimi jej koleżankami po kątach!
– Bleee! Czemu? Dziewczyny są ohydne!
– Sam jesteś ohydny. Zwłaszcza jak wyżerasz gile z nosa – skontrowała brata szczerbata dziewczynka.
– Sama wyżerasz gile z nosa!
– A nie, bo ty!
– Sza! Bo nie będzie opowieści! – Zagroziła im palcem Claire usiłując powstrzymać się przed śmiechem. Odczekała chwilę, gromiąc dzieciaki tak poważnym spojrzeniem na jakie mogła się tylko w tamtej chwili zdobyć. – Ale mądra Anna nie chciała tylko się uśmiechać. Była w końcu mądra! Taka mądra jak król! I nie chciała, żeby całował się z każdą jej koleżanką! Królowi nie podobało się, że po ślubie była równie co on mądra. Oskarżył ją więc, że to ona całowała się po kątach z jego kolegami! A to była dla królowej zdrada stanu, rozumiecie, za co karało się śmiercią. Mądra Anna wciąż miała jednak siostrę Marię. Przy jej pomocy uciekła z Tower. Pamiętacie, co to Tower?
– Więzienie!
– Tak! Mądra Anna uciekła z Tower, co niewielu się wcześniej udało, i poleciała na miotle, pod osłoną nocy, do Francji. Bo Francja i Anglia się potwornie nie lubiły! Kłóciły się między innymi – wskazała szerokim gestem rąk wszystko wokół nich – o Calais. Niezdobytą twierdzę! Anglia ją ukradła i dopiero Francuzom udało się ją, nieco później, po raz pierwszy podbić.
– To jak Calais było Anglii? – zmarszczył czółko Pascal.
– Anglicy zajęli wszystkie drogi transportowe do twierdzy i nie pozwalali wwozić do środka niczego, nawet jedzenia, aż miasto się poddało z głodu.
– Niedobre ale działające – zmrużyła oko Oriane, skupiona nagle bardzo mocno, na wymalowanym słowami obrazku.
– Prawda? Więc, wracając do mądrej Anny. Mądra Anna pojechała w głąb kraju i sobie pomyślała: „Król się mojej mądrości przestraszył a ja go i tak przeżyłam. Dlaczego mam sobie nie poradzić?”. Pewna, że jej się powiedzie, zaczęła używać nazwiska Durand ale w magicznej społeczności każdy wiedział, że to ta Boleynówna, co umknęła śmierci. I ludzie bali się z nią żenić, bo jeszcze ich za sobą w dół pociągnie. W dół, wyobrażacie sobie? Mądrej Annie jednak więcej trzeba było, żeby ją zniechęcić!
Claire zobaczyła jak starszy syn, chociaż leżał na plecach i podobno nie zwracał uwagi na cały boży świat, podniósł rękę, zastukał palcem w tarczę zegarka na nadgarstku. Pora iść? Cóż, pospieszy się więc z resztą historii.
–  Anna znalazła sobie męża. Charłaka z rodu czystej krwi. Jego rodzina powiedziała im: „A niech będzie, żeńcie się! Ale jak to zrobicie, to jesteś Boleynem, Ludovic!”. Ludovic wiedział jednak, że z Anną będzie wolniejszy niż z rodziną, co go wyśmiewała i nie chciała. Bo też był mądry.
– Jak Anna była mądra? Czy jak zły król? – Oriane nie załapała najwidoczniej, że czas na nabrzeżu się kurczył i mama próbuje wyrzucić z siebie resztę opowiastki w jak najbardziej skondensowanej formie.
– Jak Anna. Dostali w ślubnym prezencie od rodziny Ludovica mały dom i trochę pieniędzy. Żeby się więcej do jego rodziny nie odzywali. Mądra Anna i mądry Ludovic wymyślili razem kilka gier magicznych, i tak zaczął się nasz rodzinny biznes! Ich synowie znaleźli sobie najpiękniejsze wile na żony, i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Koniec. Pomóżcie zebrać piknik do koszyka, wracamy.
Pośród jęków dwójki smarkaczy koszyk zapełnił się kocem i tym, co zostało z przekąsek. I kiedy rozbrykane dzieciaki poleciały przodem bawiąc się w parze w berka – jakimś cudem oboje skończyli nie będąc berkiem – Quentin zagadnął matkę.
– To kiedy uznasz, że są wystarczająco duzi na bardziej groteskowe kawałki? Wiesz, mamo, jak rodzina zbierająca wszystko, co magiczne, żeby się nie krzyżować z mugolami? Że z tego dużo charłaków wyszło i że ich posyłali do mugolskich szkół? Że przez to rodzinka istniała też pośród mugoli i jakaś połowa rodu potraciła głowy w Rewolucji Francuskiej a reszta nie kiwnęła palcem, żeby się nie podłożyć? Że sporo z rodzinnego skarbca się zapełniło przez nieczyste biznesowe zagrywki? Albo chociaż sposób w jaki Anna uciekła z Tower...?
Claire zmierzyła syna – wciąż od niej niższego, choć już niewiele – chłodnym spojrzeniem.
– Jeszcze parę zdań w tym monologu i uznam, że tobie z Renardem powiedzieliśmy za wcześnie, i naszykuję ładne Obliviate.
Mierzyli się niemal czarnymi oczami jak najwięksi wrogowie po czym wybuchnęli śmiechem – czystym i dźwięcznym, i pozbawionym wrogości.

Być może rodzina przeprowadziłaby się do dawnej ojczyzny Boleynów po wieściach o śmierci Potterów i upadku Voldemorta, jednakże niedługo później obumarło się matce Claire a żonie dziadka Ariela. Dziadek z żałości stracił piątą, czy też raczej: kolejną, klepkę. Nie można było zostawić w jego rękach rodzinnego biznesu – zbyt bliski był aktualnego szaleństwa. Hyacinthe? Ona nigdy nie była przez rodzinę nawet brana pod uwagę jako właściciel zarówno kasyn jak i produkcji magicznych gier. „Zbyt psychopatyczne tendencje, za mało myślenia o konsekwencjach.” – jak to się o niej pośród Boleynów mawiało. Kosztowałaby ich zapewne całą fortunę po jakiejś potężnej PR-owej wpadce typu morderstwo. Odłożono więc myśli o przeprowadzce na półkę z niedostępnymi marzeniami: może do spełnienia za dekadę, może za dwie, może dopiero za dwa pokolenia. Zdecydowanie jednak nie teraz i nie tutaj.
Kolejne lata zaczynały się i kończyły; przyniosły ze sobą wpierw Orianę a wkrótce i Pascala. Młodsze dzieciaki rosły szalejąc na zmianę albo wspólnie, Quentin zaczął naukę a wszelkie przerwy od szkoły będące jednak dniami pracy w świecie dorosłych uwielbiał spędzać w kasynie rodziny. Robił więc dokładnie to samo, co przed rozpoczęciem Beauxbatons, po prostu z mniejszą częstotliwością. Młodsze rodzeństwo, gdy osiągnęło poziom wiedzy pozwalający na liczenie do dziesięciu, także zaczęło tam przesiadywać wspólnie ogrywając w karty klientów sądzących, że dwójka dzieci wciąż w pierwszej dekadzie swoich żyć nie ma szans ich oskubać do samych skarpet. Prywatną ambicją Quentina stało się przejęcie szefowskiego stołka. Zaczął więc pracować mądrze, nie ciężko, żeby nań wskoczyć prędzej niż później. Wtedy uciął coraz odważniejsze oszustwa prawie-bliźniąt – i cieszył się, że nikt ich nie przyłapał przed nim. Nie, nie dlatego, że PR czy straty dla kasyna – po prostu rodzina mu gratulowała podjęcia inicjatywy wewnątrz biznesu, co zbliżało go do celu!
Kiedy nadszedł rok 1995 i plotki o powrocie Voldemorta dotarły nawet do Francji, rodzina po cichu dziękowała zmarłej babci, że serce jej wysiadło w '81. Kiedy nadszedł rok 1996 i plotki zostały potwierdzone – rodzina zaczęła dziękować jej na głos, unikając robienia tego tylko w zasięgu słuchu dziadzia Ariela. Do czasu, kiedy usłyszeli, jak ten też dziękuje jej zdjęciu, że umarła kiedy umarła, być może ratując tym sporą część rodziny przed śmiercią z rąk „tego terrorysty”. W tym samym roku Quentin skończył Beauxbatons a świeżo jedenastoletnia Ori je zaczęła.
Boleynowie, bezpieczni za kanałem, nie muszący żyć w wiecznym strachu, zwyczajnie wsunęli plany przeprowadzki jeszcze głębiej na półkę, żeby mogły znów zacząć się kurzyć.
Życie się toczyło – najstarszy z synów Claire przyuczał się do przejęcia wymarzonej pozycji od dziadka, któremu cieszyło się na emeryturę jedyne oko jakie miał; Renard, dotąd prowadzący biznes w imieniu teścia, miał wkrótce jedynie zerkać synowi przez ramię i doradzać – też cieszył się, że zrzuci stres na młodsze, bardziej kompetentne ramiona. Kłótliwe prawie-bliźnięta kłóciły się nagminnie w najdalszych zakątkach ogrodów szkolnych, na koniec każdej burzy szybko się ściskając w dowodzie rodzinnej miłości. Potem czmychali na zajęcia, gdzie musieli być opanowani i pełni klasy, jak na uczniów Beauxbatons przystało.

Słowem – Oriane miała tak normalne dzieciństwo jak tylko się dało w tak dziwnej rodzinie i okrutnie niepewnych czasach. Daleko od mordujących się wzajemnie czarodziejów grała w karty od najmłodszych lat i jeździła konno a w szkole uczyła się poza magią także tańca, muzyki, etykiety, literatury i poezji – uwielbiała te wszystkie lekcje, pozwalające uwolnić się też od strony artystycznej. Ach! A kiedy skończyła w końcu Collège i przeszła do Lycée! Prawdziwa wolność. Mieszkanie z kilkoma innymi uczniami w apartamencie zamiast w dormitoriach? Studiowanie wybranej po egzaminach w czwartej klasie specjalizacji?! Z jaką radością wyczekiwała czekających już na nią meandrów retoryki! Marzenie!
Być może właśnie dlatego, że żyła swoim akademickim marzeniem, tak bardzo była przeciwna przeprowadzce do Anglii, którą rodzice zarządzili w trzy lata po Hogwarckiej Bitwie. No i co, że skończyli budować posiadłość w Essexie? I że gdyby nie Voldi to chodziłaby od samego początku do Hogwartu? Szesnastoletni hormonalny bunt połączony z gniewem ćwierć-wili, podlany genami Boleynów i Howardów poszedł w bój przeciw pół-wili z tą samą, koszmarnie upartą mieszanką genetyczną. Łagodnie powiedziawszy? Urodziło się z tego parę nieciekawych dni. Potłuczone talerze, widelce w ścianach, jedno wybite poduszką okno. Podobne nastroje rodziny z kolei cieszyły Hyacinthe, która zdawała się żywić wyłącznie pralinami, makaronikami i cudzym gniewem.
Zawieszenie flagi nastąpiło dopiero gdy papa Renard odważnie – prawie jakby miał życzenie śmierci – wkroczył między dwie szalejące z wściekłości kobiety i, jak człowiek o złotym sercu, którym był, po prostu wytłumaczył Ori dlaczego tak bardzo chcą zabrać ją i jej brata ze sobą. Dlaczego Claire sama o tym nie pomyślała? Prawdopodobnie z winy krótkiego zapłonu tak pięknie podsycanego nastoletnim sprzeciwem.
– Słuchaj, nie wiemy czy zawsze byś mogła na przerwy świąteczne i wakacje przybyć do Anglii. Co znaczy, że...
– Byłabym tutaj? – Wzruszyła ramionami tak nonszalancko jak na nastolatkę przystało.
– Dokładnie. Z dziadkiem Arielem i babcią Hyacinthe...? – Ojciec uniósł brwi w minie mającej przekazać coś więcej niż zostało powiedziane.
Hyacinthe, tym bardziej psychopatyczna w swoich zaciągach, im więcej lat miała na karku. Ariel – im starszy, tym bardziej wybrakowany w zakresie klepek. Oblicze blondyneczki wygładziło się, twarz potraciła dotąd nazbyt wyraźne krawędzie. Córka jakby zatrzymała się w czasie i tylko mrugające powieki zdradzały, że nie jest spetryfikowana. Przymrużyła jedno oko – gest co został jej ze szczerbatych czasów oznaczający, że myśli – po czym po prostu nawróciła ku schodom.
– Jeszcze nie skończyliśmy! – Krzyknęła za nią matka, wciąż parująca po kolejnej wybuchowej kłótni, wciskając szponiaste dłonie w ozdobną poduszeczkę, których właśnie na podobne sytuacje mieli w domu od groma z nakładem.
– Faut que j'y aille. Mam rzeczy do spakowania – oznajmiła Oriane przeskakując po dwa schodki w drodze na piętro.
I pognała, dokładnie jak zapowiedziała, pakować cały swój pokój z wyłączeniem ścian i mebli.
Ku Anglii!

Krewni i rodzina

➤ Claire Flavienne Boleyn – urodzona w roku 1958 pół-wila; krew z krwi, kość z kości Boleynówna, matka Oriane i jej dwóch braci; żona Renarda Comtois; pozostała przy nazwisku panieńskim, co jest dość częstym w rodzinie zabiegiem.
➤ Renard Comtois – urodzony w roku 1957 czarodziej nieszczególnie utalentowany, jak go jego własna rodzina opisywała „prawie charłak”, wżeniony w Boleynów; człowiek o nieco zbyt złotym jak na ambiwalentną moralność ogółu rodziny sercu, ojciec Oriane i jej dwóch braci.
➤ Quentin Thomas Boleyn – urodzony w roku 1977, najstarsze z dzieci Renarda i Claire, jedyne z gatunku „wpadka”; ukończył Académie de Magie Beauxbâtons i zdecydował się zostać we Francji, w końcu dopiero co zajął wymarzony szefowski stołek rodzinnego biznesu. Jego zadaniem jest też dopilnowanie, żeby Hyacinthe nie zabiła Ariela we śnie.
➤ Pascal Maxime Boleyn – urodzony w drugiej połowie 1986 roku drugi syn Renarda i Claire, najmłodsze z trójki dzieci; siłą rzeczy półtora roku młodszy od siostry. Podobnie jak Oriane został przeniesiony z Beauxbatons do Hogwartu.
➤ Ariel Baptiste Boleyn – nazbyt wesoły jak na swój wiek i fakt, że jest wdowcem aktualny patriarcha rodziny; ojciec Claire Boleyn; za młodu, podczas gry w pokera przeciw wiedźmie, alchemiście i czarnoksiężnikowi, postawił w zakładzie prawe oko po czym je przegrał. Były mąż wili, która umarła na zawał podczas furii harpii w którą wpadła, kiedy anulowano jej ulubioną radiową audycję. Został we Francji twierdząc, że jest za stary na angielską pogodę. Rodzina jednak podejrzewa, że zamierza dopełnić swojej legendy poprzez bycie śmiertelną ofiarą własnej siostry.
➤ Hyacinthe Alix Boleyn – zgorzkniała młodsza siostra Ariela Boleyn; matriarcha Boleynów co w tym konkretnym pokoleniu nic nie znaczy, bo nikt jej nie szanuje; ma męża, dzieci, wnuki i jednego prawnuka ale udaje, że tak nie jest i żyje z bratem w posiadłości pod Calais. Twierdzi, że Ariel ma mniej mózgu niż oczu. Również została we Francji. Prawdopodobnie chce zabić brata sądząc, że jej zdanie, jako matriarchy, będzie wtedy więcej znaczyło. Nie będzie.


Ciekawostki
➤ Istnieje całorodzinny zakład dotyczący konfliktu Hyacinthe vs Ariel. Obstawione opcje to: Hyacinthe celowo zabije Ariela, Ariel celowo zabije Hyacinthe, Ariel zabije Hyacinthe w samoobronie, oboje przeżyją starcie, oboje przeżyją starcie ale Ariel straci drugie oko, oboje przeżyją starcie ale Hyacinthe straci oko, Hyacinthe i Ariel się pogodzą. Ostatnia opcja została dopisana przez wżenionych w Boleynów członków rodziny. Quentin, chociaż teoretycznie ma wpływ na wynik zakładu, nie został z niego wyłączony. Jak to rodzina określiła: „Tak będzie zabawniej!”.
Ori postawiła na „oboje przeżyją starcie ale Ariel straci drugie oko”. Po cichu jednak podejrzewa, że nikt nie wygra, bo wydarzy się coś epickiego.
➤ Oriane planuje wytatuować paznokieć na wybrakowanym palcu lewej stopy. Albo otwartą ranę na jego szczycie, żeby wyglądał na świeżo ucięty. Jeszcze nie jest pewna.
➤ Niby jest w czwartej części wilą więc nie powinna mieć problemów z randkami, flirtami i miłościami – ale je ma. I to do stopnia „jeszcze nigdy się nie całowałam z chłopakiem”. Całowała się natomiast ze współlokatorką z dormitorium Beauxbatons – chciały obie poćwiczyć przed aktualnym pierwszym pocałunkiem.
➤ Nie jest utalentowana ani w zakresie śpiewu, ani tańca – ale zapracowała na to, żeby obie sztuki nieźle jej wychodziły. Zdecydowanie lepiej niż osobie, która się ich nie uczyła. Ma za to aktualny talent do liczb – między innymi dlatego jest niezła w karty nawet kiedy nie oszukuje. No, chyba że akurat ma same pechowe rozdania.
➤ Jeździ konno odkąd pamięta. Konie ją zwykle bardzo lubią. Z wzajemnością!
➤ Najbardziej boi się, że jej życie po szkole – „w świecie dorosłych” – będzie nudne i monotonne. Boi się, że popełnia błąd nie szalejąc w latach młodości.

Brytyjskie Ministerstwo Magii
Powrót do góry Go down
Enzo Fortes

Enzo Fortes
Admin

Oriane Jacquetta Boleyn 2FtHWfM
Klasa : VI
Liczba postów : 624
Join date : 25/03/2020
Oriane Jacquetta Boleyn Empty
PisanieTemat: Re: Oriane Jacquetta Boleyn   Oriane Jacquetta Boleyn EmptyCzw Kwi 30, 2020 11:09 pm





Gratulacje, Ślizgonko!
Teraz, jako pełnoprawna członkini forum, możesz zacząć grać w fabule. Koniecznie zacznij od założenia takich tematów jak poczta, powiązania postaci, skrytka u Gringotta i pamiętnik. Dokładne instrukcje dotyczące pierwszych kroków znajdziesz we Wskazówkach. O wszystko możesz też spytać kogoś z administracji.
Baw się dobrze!
Powrót do góry Go down
 Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Pascal Boleyn

Erised :: Zaakceptowane-
Skocz do: