IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 
Lupus J. Grim
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Lupus J. Grim

Lupus J. Grim
Gracz

Lupus J. Grim ULu9UZs
Klasa : V
Liczba postów : 57
Join date : 12/06/2020
Lupus J. Grim Empty
PisanieTemat: Lupus J. Grim   Lupus J. Grim EmptyPią Cze 12, 2020 4:29 pm

Lupus Julius Grim

Imię i Nazwisko Lupus Julius Grim
Data i miejsce urodzenia 1983/01/04, Portland
Miejsce zamieszkania Boston w hrabstwie Lincolnshire
Czystość krwi 75%
Preferowany dom Co łaska
Cechy charakterystyczne
Najczęściej obojętna, pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu twarz i zimne, obojętne spojrzenie. Małomówny, sztywny, do przesady poprawny. Bardzo często poprawia włosy. Mówi z lekkim akcentem. Ma kilka tatuaży skrytych pod ubraniami.

Aparycja
Wysoki i zimny - to pierwsze rzuca się w oczy, gdy spojrzysz na Grima. Chłód ten bije nie od jego karnacji czy dziwnego koloru włosów, bo wygląda pod tym względem całkiem normalnie, a od obojętnej twarzy i takiego samego spojrzenia. Brązowe włosy prawie zawsze ma idealnie ułożone, a na twarzy czasem gości cień zarostu.
Jeśli chodzi o ubrania, to w szafie Lupusa znajdują się przede wszystkim te eleganckie, skrojone na miarę, najczęściej czarne lub białe. Gdy nie musi chodzić w mundurku, przeważnie zakłada garnitury. Gdy na zewnątrz jest cieplej, rezygnuje z marynarki, lub zamiast koszuli zakłada pod marynarkę zwykłą koszulkę; czasem również rezygnuje z garniturowych spodni na rzecz dżinsów. W luźniejszych ubraniach, takich jak dresy, można zauważyć go bardzo rzadko - z reguły tylko rankami na błoniach, gdy ćwiczy w samotności na świeżym powietrzu.
Nie nosi wymyślnej biżuterii, a jedynie rzemyk na szyi, zawsze ukryty pod ubraniem. Na rzemyku tym wisi przywieszka w kształcie wyjącego wilka. Prawie zawsze też ma mugolski zegarek i krawat - nawet jeśli ten drugi nie zawsze jest perfekcyjnie zawiązany i jedynie wisi u jego szyi jak pętla samobójcy.
Jako wilkołak - ma dosyć gęste, brązowe futro i zaskakująco długie kończyny. Poza tym nic go nie różni od innych wilkołaków.
Wybrany wizerunek Francisco Lachowski
Wzrost 1,91 m
Budowa ciała Szczupły, lekko umięśniony
Oczy Brązowe
Włosy Brązowe
Blizny/znamiona
Prawie całe ciało ma pokryte mniejszymi i większymi bliznami. Największa z nich, ta po ugryzieniu, znajduje się na prawym boku chłopka, tuż nad biodrem. Na głowie, pod bujną i uczesaną czupryną, ma ukrytą drugą sporą bliznę.


Osobowość

Co widzisz, patrząc na Lupusa?

Widzisz samotnika, który przewija się gdzieś w tle, wiecznie z tą samą miną - chłodną, nieprzystępną, pustą. Opanowany do tego stopnia, jakby nic nie czuł. Zupełnie jakbyś patrzył na manekina. Czasem zmarszczy brwi, przechyli głowę i spojrzy na Ciebie przenikliwie, zupełnie jakby chciał grzebać Ci w myślach, jakby Cię już teraz oceniał. Jeśli się odezwiesz - również się przywita, lecz pustym, bezbarwnym głosem. Nie lubisz go. Masz przeczucie, że z wzajemnością. Odnosisz wrażenie, że gardzi tobą, że uważa się za lepszego i dlatego nie próbuje nawet rozmawiać, a gdy to robi - czujesz jego obojętność, sztuczność. Zupełnie jakby wszystko robił wbrew sobie. Chcesz przetestować jego wytrzymałość, czy może po prostu czegoś potrzebujesz i prosisz o pomoc. Zgodzi się, choć próżno u niego szukać entuzjazmu. Zanim podziękujesz - jego już nie ma. Innym razem widzisz w jego oczach dziwny błysk, który szybko gaśnie. Z jakiejś okazji zapraszasz go na imprezę - tym razem bez wahania odmawia. A ty zastanawiasz się, jaką maskę on w końcu nosi...

A co tak naprawdę kryje się w jego głowie?

Nic. I jednocześnie wszystko. Lupus jest skomplikowany. W wyniku wypadku z dzieciństwa chłopak doznał poważnych obrażeń głowy. Choć na zewnątrz pozostała mu po tym tylko blizna, to jego umysł funkcjonuje nieco inaczej niż u większości ludzi. Lupus ma duże problemy z empatią, emocjami i uczuciami. Nie czuje potrzeby przebywania z innymi i rozmawiania z nimi, tak samo jak na ogół nie czuje współczucia, litości, żalu czy radości. A jeśli coś czuje - to najczęściej nie potrafi tego nazwać. Jego własne uczucia i emocje są dla niego zagadką, dlatego jego twarz na ogół nie wyraża nic.
W życiu kieruje się zasadami moralnymi wpojonymi mu przez rodzinę. Kiedy ktoś ci się przedstawia - również wypada to robić. Gdy ktoś prosi o pomoc będąc w potrzebie - powinno mu się pomóc, nawet, jeśli nie masz za grosz ochoty. Tak właśnie najczęściej wygląda jego życie - ciągłe rozważanie, co wypada, a co nie. Co jest dobre, a co złe. Bardzo rzadko robi coś z osobistych pobudek. Oczywiście - nie jest bezduszną maszyną. Za sprawą terapii i leków Lupus powoli odkrywa emocje i uczucia, miewa zdrowe, ludzie odruchy, ale przed nim nadal daleka droga. Jego stan pogorszył się po śmierci ukochanej siostry, która była najbliższą mu na świecie osobą. Jedynie z nią czuł emocjonalną wieź. Po jej stracie załamał się, a klątwa likantropii dodatkowo to pogłębiła.

Co jeszcze warto o nim wiedzieć?

Jest ambitny. Mimo problemów w szkole ma plany, które zamierza zrealizować bez względu na przeszkody. Jest szczery do bólu - nawet, jeśli prawda jest trudna, to nie czuje współczucia, by komuś jej oszczędzić. Niezależny, logicznie myślący, dbający o własne interesy - sam pogłębia wiedzę z interesujących go tematów. Najlepiej idą mu Zaklęcia i Eliksiry. Nudzą go za to niebywale pozostałe przedmioty, przede wszystkim Historia Magii, Wróżbiarstwo i ONMS (nie ma ręki do zwierząt). Nie można mu odmówić również sprytu i zwinności. Potrafi poradzić sobie w różnych sytuacjach, choć jeszcze bardziej woli unikać kontaktu z ludźmi i tymi sytuacjami. Nie tylko ze względu na problemy emocjonalne, ale także na klątwę. Choć nie odczuwa wielu uczuć, to w okresie bliskim pełni robi się drażliwy, pobudzony. Złe emocje zna bardzo dobrze, bo czuje je co miesiąc, kiedy zbliża się wilcza noc. Nadal ciężko znosi nagły napływ odczuć, którymi z reguły nie musi zawracać sobie głowy. Na ogół ma niewiele pragnień, ale doskonale zna pragnienie ludzkiej krwi - i to go czasem przeraża.


Historia
Są chwile, w których słowa stają nam w gardle i za nic w świecie nie możemy powiedzieć tego, co tak naprawdę chcemy. Gdy milczymy wbrew sobie, bo tak naprawdę mamy ochotę krzyczeć. Są też chwile jak ta – które sprzyjają długim i zawiłym historiom. Gdy słowa same z nas płyną, jakby tylko czekały na odpowiednią chwilę, ukryte w naszej podświadomości. Jakby same chciały zaistnieć. Tak jak teraz.
- Opowiedz mi coś – głos dziewczyny rozbrzmiał w ciemnościach, a zaraz potem w panującym mroku zauważył kontury jej sylwetki, gdy usiadła obok niego. Błyskawica przecięła niebo i na sekundę zrobiło się jasno. Patrzyła na niego.
- Nie znam zbyt wielu bajek – odpowiedział po chwili. Był zbyt mały, gdy słyszał je po raz ostatni. A matka szybko przestała mu je opowiadać.
- Wiem. Opowiedz mi o sobie. O ponurym wilku – przysunęła się jeszcze bliżej, a on widział zaciekawienie na jej twarzy. Zmarszczył brwi.
- To nie jest ciekawa i piękna historia. I dużo już o mnie wiesz – stwierdził, wzruszając ramionami.
- Opowiedz mi wszystko. Tak, jak jeszcze nikomu nie mówiłeś. Proszę.
- Robisz to specjalnie – powiedział, a ona wiedziała już, że wygrała. Że dostanie swoją opowieść. Widział jej uśmiech i tylko dlatego postanowił spełnić jej prośbę. Zgodził się opowiedzieć o sobie, choć nie lubi wracać do tego nawet myślami. Budziło to wiele uczuć, które nadal były dla niego trudne. Ale nie było na świecie rzeczy, której by nie zrobił, by ją uszczęśliwić. – Tylko się nie rozczaruj – dodał, zastanawiając się, jak to wszystko zacząć. Zaczął więc od początku...

Urodziłem się w Portland, rodzinnym mieście mojego ojca. Trzy minuty przede mną na świat przyszła moja siostra bliźniaczka. Podobno już wtedy wszystko robiliśmy razem, nawet płakaliśmy jednocześnie. W rodzinie matki panuje zwyczaj nadawania dzieciom imion łacińskich, a ojcu spodobał się ten pomysł, więc przystał na to, byśmy i my dostali imiona pochodzące z tego języka. Imię matki oznacza gwiazdę, i chyba dlatego ja dostałem imię, oznaczające nie tylko wilka jako zwierzę, ale także gwiazdozbiór wilka, a ona, moja siostra, dostała imię na cześć księżyca. Wiesz, znaczenie imion i nazwisk potrafi być zabawne. Nasza rodzina, choć ponura z nazwiska, była naprawdę szczęśliwa i wesoła, a przynajmniej tak teraz to pamiętam. Pamiętam, że razem z Luną prześcigaliśmy się w dziwnych pomysłach, przez co w naszym domu prawie nigdy nie było spokojnie. Rodzice są czarodziejami, o czym mówili nam otwarcie od zawsze, więc magia była nieodłączną częścią naszego życia. Słuchaliśmy opowieści o Hogwarcie i Ilvermorny, i wyobrażaliśmy sobie, że tam jesteśmy. Zastanawialiśmy się, do którego Domu trafimy w przyszłości. Nikt się nie zdziwił, gdy zaczęły przytrafiać się nam różne niecodzienne sytuacje magiczne. Wiesz, takie typowe dla pierwszych przejawów magii. A to któreś z nas, chyba to nawet byłem ja, powiększyło drugiemu zęby. Innym razem Luna zaczęła się na mnie złościć, a moje włosy zajęły się ogniem. Gdy się czasem sprzeczaliśmy zabawki same latały po całym domu.

Zamilkł, na chwilę pozostając we wspomnieniach. Nagle wszystko wydało mu się tak wyraźne i bliskie, jakby miało miejsce przed chwilą. Ogarnęły go dziwne uczucia, które nawet poznawał. Wtedy był szczęśliwy. A ten dziwny żal i ściskanie… Czy to nie jest tęsknota?
- Brzmi pięknie. To musiało być fajne dzieciństwo – powiedziała cicho, a jej głos wyrwał go z zamyślenia. W roztargnieniu skinął głową.
- Było takie – zgodził się z jej słowami, nadal myślami tkwiąc w beztroskich dniach dzieciństwa.
- Co było dalej?
- Dalej... Niech pomyślę...


Gdy skończyliśmy sześć lat nasze życie trochę się skomplikowało. Wracaliśmy sami z placu zabaw, który był jakieś sto metrów od naszego domu. Nie bywało tam zbyt wiele innych dzieci, ale nam to nie przeszkadzało. W końcu zawsze byliśmy razem, więc zawsze mieliśmy najlepsze towarzystwo. Byliśmy w połowie drogi, gdy na chodnik wjechał pijany kierowca. Wtedy jeszcze to Luna była ode mnie wyższa, ale to ja się nią opiekowałem. A przynajmniej tak zawsze myślałem. Zdążyłem odepchnąć ją sprzed auta, ale sam nie dałem już rady odskoczyć. Przeżyłem chyba tylko dlatego, że samochód znacznie stracił na prędkości po wjechaniu na krawężnik. Poza tym, wiesz, jako czarodzieje mamy wytrzymalsze organizmy niż niemagowie. Miałem jakieś złamania, ale to nie były poważne obrażenia. Magia radzi sobie z nimi bardzo szybko. Doznałem jednak obrażeń głowy, których skutki pozostały do dziś. Choć magomedycy zaleczyli ranę na mojej głowie, to nie byłem do końca zdrowy w sensie... umysłowym. Przestałem odczuwać emocje, uczucia, psychiczne potrzeby. To było tak jakbym zasnął w normalnym świecie, a obudził się w czarno białym filmie. Nadal miałem uczucia, ale to wszystko docierało do mnie z opóźnieniem. I to były cienie dawnych emocji. Tak lekkie, że nie czułem potrzeby reakcji. Próbowaliśmy żyć normalnie, ale coś się zmieniło na stałe. Luna, na swój dziecięcy sposób, godzinami tłumaczyła mi cały świat, który stał się dla mnie emocjonalnie obcy i pusty. Pamiętam, jak tłumaczyła mi, że bardzo się cieszymy jedząc lody, ale smucimy się, gdy mamy jeść brokuły. To było... miłe. Ale jedzenie w większości straciło dla mnie takie walory. Jadłem, bo byłem głodny. Nie musiało mi to sprawiać radości. Rodzice wpajali mi zasady moralne, którymi powinienem się kierować. Wiesz, kiedy należy pomóc, kiedy się przedstawić. Czułem jednak zmianę w ich nastawieniu, przede wszystkim u matki. To wtedy przestała mi opowiadać bajki. Bo po co mówić je dziecku, które nie wykazuje zainteresowania, a jedynie patrzy na ciebie obojętnie? Mimo trudności ze zrozumieniem tego nowego świata, starałem się jednak żyć normalnie, co w dużym stopniu ułatwiała mi obecność Luny. Im dłużej od wypadku, tym wspomnienia uczuć i innych odczuć zaczęły blednąć w moich wspomnieniach, ale ona pomagała mi na nowo je kreować. Chyba nawet zdołałem się do niej przywiązać emocjonalnie, choć miałem z tym wtedy duże problemy. Emocje i uczucia były czymś dziwnym, czego nie rozumiałem u siebie, a tym bardziej u innych. Nie rozumiałem, jak jedzenie czy muzyka mogą sprawiać radość. Były w pewnym sensie miłe, ale nie na tyle, bym się cieszył i wybierał te, które są lepsze. Luna jednak cierpliwie tłumaczyła mi wszystko. I jednocześnie jako jedyna starała się mnie zrozumieć. Pytała mnie o to, jak wtedy wyglądał dla mnie świat. Czy pamiętam radość lub smutek. Tylko ona chciała to wiedzieć. Inni starali się mnie naprawić. Zupełnie jakbym był zepsutą zabawką.

Zamilkł. To nie był najmilszy czas w jego życiu. Terapie, leki, eksperymentalne eliksiry. To bywa ciężkie dla dorosłego człowieka, a dla sześciolatka było to jeszcze bardziej dotkliwe. I choć wtedy nie czuł tego emocjonalnego ciężaru, to teraz, po latach, czuł cień smutku gdy myślał o tym wszystkim.
- Lupus? Coś się stało? Jeśli naprawdę nie chcesz, to nie musisz mówić - powiedziała, podnosząc głowę z jego ramienia i patrząc uważnie na jego profil, zarysowany w mroku. Kolejna błyskawica rozświetliła pokój. Jego wzrok wydawał się dziwnie nieobecny.
- Po prostu zamyśliłem się - odpowiedział, spychając do podświadomości obrazy z przeszłości. Przecież opowieść musi trwać...


W odpowiednim wieku oboje rozpoczęliśmy naukę w Ilvermorny - szkole magii, do której uczęszczał przed laty nasz ojciec. Oboje trafiliśmy nawet do domu Wampusa. Zupełnie jakby nic nie było w stanie nas rozdzielić. Szkoła była piękna. Choć tamtejsze mundurki zdecydowanie nie przypadły mi do gustu. Niebieski i różowy. Tragiczne zestawienie nawet według mnie. Ostatecznie były to jednak jedynie ubrania. Po raz pierwszy widzieliśmy tylu naszych rówieśników z podobnymi do naszych zdolnościami. To było niezwykłe. Nawet ja byłem w jakimś stopniu tym zafascynowany. A Luna nie zapominała o mnie. Łatwo nawiązywała znajomości, ale nigdy mnie nie zostawiła. Byliśmy razem wszędzie, gdzie to było możliwe. Ilvermorny położone jest wysoko, więc mieliśmy stamtąd dobry widok na księżyc i gwiazdy. Często spędzaliśmy czas na podziwianiu ich. Czasem też zastanawialiśmy się między sobą, jak wygląda Hogwart, o którym opowiadała nam matka. Zawsze obiecywaliśmy sobie, że kiedyś razem się do niego wybierzemy choćby na chwilę, by ujrzeć zamek na własne oczy.

Przerwał, bo dziwna gula stanęła mu w gardle. Z ich dwójki tylko on zdołał zobaczyć Hogwart na własne oczy. Nawet się w nim uczył… Tak bardzo chciałby oprowadzić siostrę po jego korytarzach.
- Ilvermorny wydaje się być fajną szkołą - powiedziała cicho, gdy cisza przeciągała się przez kolejne długie sekundy.
- Tak, jak na szkołę jest tam całkiem fajnie - odpowiedział, zastanawiając się nad tym, jak w słowa ująć kolejny etap tej opowieści…


Nauka magii i obecność Luny pomagały mi dojść do siebie i układać wszystko na nowo. Powoli pojawiały się uczucia i emocje, które dzięki Lunie nawet rozumiałem. Gdy coś było niezrozumiałe - tłumaczyła mi to cierpliwie. Wszystko jednak zepsuło się w wakacje, gdy mieliśmy czternaście lat. Była pełnia, rodzice w salonie gościli swoich znajomych z pracy ojca. Mieliśmy spokojnie siedzieć w domu, nie rozrabiać. Chociaż raz udawać aniołków. Ale jak to dzieci - nudziliśmy się potwornie. I wtedy Luna zaproponowała, żebyśmy wyszli obejrzeć księżyc w pełni i gwiazdy. Często to robiliśmy, a ja nigdy nie potrafiłem jej odmówić. Wymknęliśmy się z domu i ruszyliśmy na swoją ulubioną polanę do lasu, który rósł tuż za płotem naszego podwórka. O wilkołakach uczyliśmy się trochę w szkole, ale zawsze nam powtarzano, że występują one głównie w Europie. Żadne z nas nie pomyślało, że tej nocy w lesie może nas spotkać coś gorszego od spłoszonej sarny. W końcu w tym lesie nie było magicznych stworzeń, jak zawsze powtarzał nam ojciec, gdy chcieliśmy z ciekawości szukać w nim szpiczaków czy innych zwierząt.

- Jeśli chcesz, możesz pominąć ten fragment - powiedziała szeptem. Wiedziała, co teraz będzie. I nie była pewna, czy chce to słyszeć. Czy chce, żeby ta rana otworzyła się w Lupusie tak szeroko. Ale on mówiła dalej, zupełnie jakby nie słyszał jej słów. Jakby był w jakimś transie...

Nie dotarliśmy na polankę. Mniej więcej w połowie drogi na ścieżce przed nami pojawiło się jakieś stworzenie. Początkowo wzięliśmy je za zabłąkanego psa, których w naszej okolicy było całkiem sporo. Tak bardzo się myliliśmy. Tak bardzo… Przekonaliśmy się o tym bardzo szybko, gdy to, co braliśmy za psa, zawyło głośno i ruszyło na nas z wściekłością. Kolejne minuty… To była plątanina krzyków, gorączkowej ucieczki i przerażenia. Chyba podświadomie czuliśmy, że to nie jest zwykły wilk. Nawet ja czułem wtedy strach. Co prawda bałem się o Lunę, nie o siebie, ale jednak. Wiedziałem, że tylko cud mógłby sprawić, że zdołamy uciec. Wiedziałem, że Luna też jest tego świadoma. Ale chyba oboje mieliśmy jednak nadzieję, że nam się uda, że damy radę uciec. Biegliśmy razem, jak zawsze. Gdy jedno z nas traciło siłę i zostawało w tyle, drugie ciągnęło je do przodu. Tym razem nasz bieg skończył się szybko. Do tej pory pamiętam to, jak dłoń Luny została nagle wyrwana z mojej dłoni. Czuję, jak nasze palce zaciskają się mocniej, a później nagle jej dłoń znika. Do tej pory śni mi się to po nocach, ta nagła pustka obok. W snach czuję to samo przerażenie, czuję ból siostry - jako bliźniaków łączyła nas zawsze specyficzna więź. Pamiętam, że rzuciłem się na stwora w jej obronie, ale to dawało taki skutek, jaki daje chrząszcz uderzający od spodu w podeszwę buta. Było tyle krwi... Była wszędzie. Na mnie, na wilku, na ubraniu Luny i w jej włosach. A potem… A potem poczułem pustkę, jakiej nie czułem nigdy. Gdy umilkły krzyki Luny, coś we mnie umarło. Poczułem ból, gdy zęby wilka wbiły się w mój bok. Chyba krzyczałem. Ale może to był tylko taki krzyk wewnątrz, związany ze stratą siostry? W sumie nie wiem. A potem rozbłysły zaklęcia. Pojawili się rodzice ze swoimi znajomymi. Pewnie usłyszeli wycie. Matka pochodzi z Anglii, a tutaj świadomość o wilkołakach jest wyższa niż w Stanach. Pewnie rozpoznała to wycie i skojarzyła fakt pełni. Może gdyby przybyli szybciej…

Choć na ogół jego głos był bezbarwny, tym razem usłyszała w nim nutkę bólu. Zmarszczyła brwi i uniosła głowę, by spojrzeć na jego twarz. Czasem widywała go lekko zaintrygowanego, zdenerwowanego czy rozbawionego. Ale nigdy wcześniej nie widziała na jego twarzy bólu. Aż do tej pory. Ponownie oparła głowę na jego ramieniu, nie przerywając już panującej ciszy. To było bolesne wspomnienie. Nawet ona to czuła i nie chciała naciskać...

Pobudka w szpitalu była w pewnym sensie powtórką z wydarzeń sprzed lat, gdy trafiłem do szpitala po wypadku. Z tą różnicą, że tym razem ta wewnętrzna pustka była gorsza, bardziej dotkliwa. Wiedziałem, że Luna nie przeżyła, jeszcze zanim mi o tym powiedzieli. Ta pustka była wywołana jej nieobecnością. Czułem ból. A przynajmniej tak mi się wydaje. Był dotkliwy, przeszywający, nie do wytrzymania. Ale nie mogłem nic powiedzieć. Nie mogłem krzyczeć z żalu, nie uroniłem ani jednej łzy, choć tak bardzo tego w tamtej chwili chciałem. Tamtej nocy ja również w pewnym sensie umarłem.
Po stracie Luny chyba wpadłem w pewien rodzaj depresji, przez co uczucia ponownie stały się dla mnie niezrozumiałe jak tuż po wypadku, ale było to tylko częścią moich problemów. Zostałem ugryziony przez wilkołaka i przeżyłem - zatem sam miałem od tej pory w każdą pełnię przemieniać się w stwora pokrewnego temu, który odebrał mi siostrę. Czułem się tak, jakbym dostał w twarz od losu, życia i świata. Do tego dochodziło negatywne nastawienie matki, która zmieniła się diametralnie w tym krótkim czasie. Patrzyła na mnie ze wstrętem. Ze wstrętem i wyrzutem. Ojciec też się zmienił, choć nie tak bardzo jak matka. Widziałem jego cierpienie, i chyba nawet je w pewnym sensie rozumiałem. Ojciec zgłębił temat wilkołaków i to właśnie on pomógł mi przygotować się do pierwszej pełni. Miał rozległe znajomości w magicznej społeczności, więc zdobył najlepszej jakości wywar tojadowy i, na ile tylko zdołał, starał się wyjaśnić mi mechanikę zmiany. Wyjechaliśmy we dwóch daleko za miasto, do położonego na odludziu domku, który należał od lat do naszej rodziny. Tam przez określony czas przed pełnią zażywałem eliksir, czytałem informacje o wilkołakach i słuchałem opowieści o nich, które przekazywał mi ojciec. Nic jednak, żadne opisy czy animacje, nie mogły przygotować mnie na to, co to tak naprawdę miało się wydarzyć.

Błyskawica ponownie rozświetliła ciemności nocy. Zastanawiał się, jak opisać przemianę. To nie było proste do wyjaśnienia. Jeśli ktoś osobiście nie poczuł tego bólu, to i tak nigdy w pełni nie zrozumie, jak potworne jest to odczucie...

Gdy księżyc znalazł się na niebie, siedziałem już w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu w piwnicy domku. Nie chciałem ryzykować, że zacznę się zmieniać wcześniej i zaatakuję ojca, jeśli eliksir nie zadziała. A potem wszystko się zaczęło. Ból... Ból wypełnił każdą moją komórkę. Miałem wrażenie, że coś chciało rozerwać mnie od środka.  Dotkliwszy ból czułem jedynie wtedy, gdy na moich oczach umarła Luna. Ale ten ból był w zasadzie inny. Śmierci mojej siostry towarzyszyły nie tylko fizyczne odczucia. Podczas przemiany ból jest czysto fizyczny. Czułem, jak moje kończyny się wydłużają, jak zęby zmieniają kształt, jak twarz się wydłuża. Czułem jak moje ciało porasta futrem. Czułem to wszystko dokładnie i krzyczałem z bólu. A potem mój krzyk zmienił się w wycie. Dzięki eliksirowi zachowałem świadomość, ale i tak uprzedziłem wcześniej ojca, żeby nie otwierał pomieszczenia dopóki nie wstanie słońce. Miałem swoją świadomość, ale jednocześnie czułem... złość. A przynajmniej teraz wiem, że to było to uczucie. Wtedy było to dla mnie dziwne uczucie i pragnienie, którego nie rozumiałem. Gdzieś głęboko we mnie ukryta była wściekłość i pragnienie skrzywdzenia kogoś. Nigdy nie czułem nic podobnego, nie tak intensywnie jak w tamtej chwili. To było równie przerażające jak sam fakt przemiany. Ta noc była najdłuższą nocą w moim życiu. Zupełnie jakby ciągnęła się całymi tygodniami. A gdy znów byłem sobą… Nie mogłem znieść myśli, że za miesiąc będę musiał przeżyć to po raz kolejny. I tak przez resztę życia.

Tym razem cisza pełna była niewypowiedzianych obaw, niechęci i tłumionej złości. Nie musiała na niego patrzeć, aby wiedzieć, że zaciska zęby. Klątwa zawsze była dla niego ciężkim tematem. Miała wrażenie, że jego nastawienie brało się głównie z tego, w jakich okolicznościach doszło do tego wszystkiego. Nigdy tego nie mówił, ale wiedziała, że czuje się winny śmierci Luny.
- To nadal tak boli? - zapytała cicho, chcąc wyrwać go z zamyślenia.
- Boli. Ale po tylu latach trochę łatwiej to znieść - odpowiedział spokojnie, bo dziwna fala złości już go opuściła. Wrócił myślami do swojej opowieści. Przecież to jeszcze nie koniec...


Nie poszedłem do szkoły we wrześniu. Nie mógłbym tam wtedy wrócić bez Luny. Wspomnienia tego, jak razem zaczęliśmy naukę, w moim umyśle na nowo były wyraźne. Postanowiłem poświęcić trochę czasu na poznanie swojej nowej natury. Na zrozumienie mechanizmów, które mną wtedy kierują. Przez większość czasu towarzyszył mi w tym ojciec. Matka pozostała chłodna. W jej wzroku widziałem coś, co nazwałbym obrzydzeniem. Chyba nawet jej się nie dziwiłem.
Do Ilvermorny wróciłem w następnym roku. Byłem klasę do tyłu, ale nie bardzo się tym przejmowałem. Jak tak teraz o tym myślę, to niewieloma rzeczami się w ogóle przejmowałem. Luny już nie było, więc nie było jedynej osoby, dla której starałem się być normalny. Nie było jej, więc nic mnie do tego nie motywowało. Mogłem być sobą. Ponurym, bezuczuciowym, izolującym się od innych gburem. Świat znów był dla mnie jedynie czarno-białym obrazem, wypranym z jakichkolwiek kolorów i emocji. To chyba wtedy stałem się tak obojętny jak jestem teraz. Nie czułem nic. No poza rozdrażnieniem i irytacją, które pojawiały się zawsze przed pełnią. O ile wcześniej nie czułem i nie potrafiłem rozpoznać wielu emocji i uczuć, to odkąd zostałem wilkiem, bardzo dobrze poznałem te negatywne, bo czuję je o wiele częściej niż te pozytywne. Nauczyciele wiedzieli o moim problemie, i choć podchodzili do tego sceptycznie, to dali mi szansę na kontynuację nauki. Pilnowali mnie, choć starali się, by inni uczniowie tego nie dostrzegli. Ja to zauważałem, ale było mi to obojętne, jak prawie wszystko. Na jedną noc w miesiącu miałem przepustkę na przebywanie poza szkołą. Zachowywałem wtedy świadomość mimo swojej zwierzęcej formy. Spędzałem czas w pobliskich lasach i jaskiniach. Patrzyłem też wtedy często na księżyc, który już zawsze będzie mi przypominać o Lunie.

Po tych słowach ponownie na chwilę zamilkł. Choć przez pogodę na zewnątrz nie było widać tej nocy księżyca, to i tak czuł jego obecność. I to nie tylko dlatego, że zbliżała się pełnia. On w jakiś sposób w obecności księżyca czuł obecność Luny.
- I jak było w szkole? Miałeś jakieś trudności?...


Na piąty rok zdałem, choć ledwie. Nauczyciele wiedzieli jednak o śmierci Luny i towarzyszących jej okolicznościach, przez co przymykali oko na to, że opuszczałem czasem lekcje albo na to, że wychodziłem z nich przed czasem. Moja obojętność i wycofanie chyba denerwowały pozostałych uczniów. Ciągle wymyślali jakieś żałosne zaczepki, wypytywali o Lunę, o moje znikanie. Nie wiedzieli o mojej… przypadłości. A wyjaśnienia oparte na problemach psychologicznych nie zadowalały ich. Ich… zaczepki czasami prowadziły nawet do bójek. Zawsze jednak opanowywałem się w wystarczająco szybko, dzięki czemu nikt tak naprawdę nie ucierpiał. Przypominałem sobie wtedy Lunę. Widziałem do czego może doprowadzić utrata kontroli. Nie chciałem przekroczyć pewnych granic. Nie żebym jakoś bardzo przejmował się innymi. Ale wiedziałem, że gdyby Luna żyła, nie chciałaby tego. Nie chciałaby, żebym dał zwyciężyć zwierzęcym instynktom. Chciałaby, żebym walczył i żył… normalnie.

- Ale nie udało się, prawda? Coś się stało… - powiedziała cicho, kładąc dłoń na jego ramieniu. To, że skinął głową, nie było jej potrzebne na potwierdzenie. Przecież gdyby wszystko było dobrze, to nie trafiłby na następny rok do Hogwartu, gdzie się poznali...

Jakiś czas przed kwietniową pełnią jeden ze starszych chłopaków zauważył, że regularnie piję dziwny eliksir. Tak jak wspominałem, świadomość na temat likantropii w Stanach nie jest tak duża jak tutaj, w Anglii. Chyba chciał się zabawić moim kosztem, albo po prostu szukał kolejnej zaczepki, bo ukradł mi ostatnią fiolkę wywaru. Długo jej szukałem, bo nie miałem już zapasu. Straciłem poczucie czasu. Wybiegłem z zamku za późno. Nie wypiłem ostatniej porcji, więc wiedziałem, że stanie się to, czego obawiałem się od samego początku klątwy. Wiedziałem, że tym razem stracę panowanie nad sobą. Wolałem to zrobić jak najdalej od szkoły, żeby nie czuć pokusy napadnięcia na kogoś. Na zewnątrz czekał jednak na mnie ów chłopak. Pewnie znów chciał mnie wyzywać od dziwadeł. Chyba zacząłem się zmieniać na jego oczach. A on miał chyba na tyle rozsądku, by uciec do szkoły, zanim zmieniłem się całkowicie w wilka i zdążyłem go zaatakować. Nie pamiętam tego jednak. Pamiętam tylko… ciemność.

- I co było potem? Co było gdy… gdy już byłeś sobą? - zapytała z wahaniem. Nigdy o tym nie mówił. Lupus ogółem niewiele mówił o swoim wilkołactwie. A już szczególnie o tym razie, gdy nas sobą nie panował…

Świadomość odzyskałem rano, w jakiejś jaskini. Byłem cały we krwi. Najpewniej we własnej, bo wyglądałem jak po walce z wampusem albo innym stworzeniem. Wróciłem jakoś do szkoły, gdzie, co raczej oczywiste, nie przywitano mnie serdecznie. Plotki zdążyły się roznieść. Byłem już nie tylko dziwakiem. Byłem potworem. Pogadanka z dyrektorem, nauczycielami i rodzicami, których wezwano z samego rana, stanęła na tym, że wyrzucą mnie ze szkoły za kiepską naukę i jeszcze gorsze podejście do nauczycieli i obecności na zajęciach. Zapewne byłoby gorzej, gdyby nie fakt, że nie zaatakowałem tego idioty, a jedynie go nastraszyłem. Na moją korzyść wypowiedział się jeden z pracujących w szkole pukwudgie. Przyznał, że to tamten prowokował mnie na błoniach, choć ja starałem się oddalić od szkoły.

Zapanowała cisza. Domyślała się, że pewnie myślał teraz o szkole i o tym, w jakich okolicznościach był tam po raz ostatni. Musiało być mu smutno - w końcu musiał opuścić miejsce, w którym miał tyle wspomnień związanych z siostrą. Choć pewnie sam tego nie wiedział. Wyjątkowo postanowiła nie ciągnąć go za język. I tak tyle już powiedział. Ale po jakimś czasie sam zaczął mówić…

Przeprowadziliśmy się do rodzinnego miasta matki, by odciąć się od wszystkiego, co spotkało nas w Stanach. Od śmierci Luny, od mojego wydalenia ze szkoły. Życie w Bostonie było... inne. Nie widziałem już lasu, w którym ona zmarła. Nikt nie patrzył na mnie ze strachem. Nic jednak nie mogło sprawić, że nasze relacje wróciłyby do normy. Chyba jedynie wyczyszczenie pamięci lub cofnięcie czasu. Matka pozostała zimna i zdystansowana, choć gdy zobaczyła swoje rodzinne strony chyba poczuła się w jakimś sensie lepiej. Ojciec trochę przygasł, zapadł się w sobie. W końcu zostawił w Portland całe swoje dotychczasowe życie, wszystkich znajomych, rodzinę i pracę. Ale nie odwrócił się ode mnie. Nadal pomagał mi znosić klątwę. To nawet za jego sprawą przyjęto mnie do Hogwartu, nawet mimo moich licznych problemów. Ze względu na różnice programowe i zaległości, których sobie narobiłem w ostatnich latach po śmierci Luny, musiałem rozpocząć swoją przygodę z tutejszą szkołą od piątego roku.

- Resztę historii już znasz. A przynajmniej tak mi się wydaje - stwierdził po dłuższej chwili. Co jeszcze mógłby dodać? Życie w Anglii nie obfitowało w atrakcje. W końcu starał się unikać problemów, bo nie widziało mu się zmienianie szkoły. No i… Chyba nie chciał zawieść ojca. W końcu… starał się mu pomóc, tak jak to próbowała Luna.
- Lubię tę opowieść. Choć jest smutna - powiedziała łagodnym głosem, wygodniej opierając się o niego. Burza przeszła, a oni dalej siedzieli w ciemności. Ale tak było dobrze.
- Mówiłem, że nie jest to piękna historia.
- To, że jest smutna, nie oznacza, że nie jest piękna - jej głos był podszyty lekką wesołością. Położyła swoją dłoń na jego dłoni, a on po chwili splótł razem ich palce. - Gdzie w tej historii jestem ja?
- Chwilę po tym, co już opowiedziałem. Zanim nie poznałem ciebie, nie wydarzyło się nic, co byłoby warto wspomnieć…


Krewni i rodzina

David Adam Grim - ojciec, czarodziej czystej krwi. Urodzony i wychowany w Stanach. Rzeczoznawca artefaktów magicznych i klątwołamacz. Ma dobry kontakt z synem, choć nie jest między nimi tak dobrze, jak kiedyś. Mimo wszystko wspiera Lupusa i to on mu najbardziej pomógł po stracie Luny. Zadbał też o to, by jego syn miał najlepszy eliksir tojadowy.
Stella Gloria Grim - matka, czarownica półkrwi. Pochodzi z Bostonu, lecz w młodości wyjechała do Stanów w celach edukacyjnych, a tam poznała swojego przyszłego męża. Zawodowo zajmuje się astronomią. Po stracie córki znacząco oddaliła się od syna. Lupusa raczej nie łączą z nią zażyłe relacje. I nie jest to wyłącznie spowodowane jego ułomnością emocjonalną.
Luna Julia Grim - siostra bliźniaczka Lupusa, zmarła w wieku 14 lat, w wyniku ataku wilkołaka, który jej brat przeżył. Była najbliższą Grimowi osobą, który po jej śmierci załamał się zupełnie.


Ciekawostki
➤ Biorąc pod uwagę znaczenie jego imienia, uważa za całkiem udany żart losu to, że przeżył atak i jest wilkołakiem.
➤ Rzemyk z przywieszką, który wydaje się kolejną ironią losu, nosi dlatego, że był to prezent od Luny.
➤ Jego zaburzenia emocjonalne to najprawdopodobniej częściowa anhedonia i aleksytymia.
➤ W przyszłości planuje zająć się różdżkarstwem lub alchemią. Nie chce podjąć się zawodu, który będzie wymagał nawiązywania głębszych relacji z innymi.
➤ Fatalnie uzależniony od papierosów, które go uspokajają.
➤ Lubi ćwiczyć. Wysiłek fizyczny pomaga mu uspokoić te strzępki uczuć i emocji, które nagle pojawiają się w jego głowie, i których nie rozumie.
➤ Od wydarzeń w Ilvermorny, zawsze ma ze sobą zapas wywaru tojadowego.
➤ Będąc w wilczej formie i zachowując świadomość, najwięcej czasu spędza biegając po lasach i wyjąc do księżyca, który zawsze przypomina mu o siostrze.
➤ Jeden z jego tatuaży to imię siostry.
➤ Nie lubi popularnego w Hogwarcie soku dyniowego. Poza tym wyjątkiem nie wybrzydza pod względem jedzenia.
➤ Naukę w angielskiej szkole postanowił kontynuować tylko dlatego, że kiedyś obiecali sobie z siostrą, że przynajmniej odwiedzą Hogwart.
➤ Tak naprawdę sam również od lat obwinia siebie o śmierć siostry.
➤ Na temat Wojny Czarodziejów i Voldemorta nie ma zdania. Był wtedy w Stanach, przez co nie ma zbyt wielkiej wiedzy o tych wydarzeniach, i przez co nie dotknęły go one zbyt osobiście.

Brytyjskie Ministerstwo Magii
Powrót do góry Go down
Nathan McQueen

Nathan McQueen
Admin

Lupus J. Grim KNkdYpU
Klasa : VI
Liczba postów : 76
Join date : 10/06/2020
Lupus J. Grim Empty
PisanieTemat: Re: Lupus J. Grim   Lupus J. Grim EmptyWto Cze 16, 2020 11:03 pm





Gratulacje, Ślizgonie!
Teraz, jako pełnoprawny członek forum, możesz zacząć grać w fabule. Koniecznie zacznij od założenia takich tematów jak poczta, powiązania postaci, skrytka u Gringotta i pamiętnik. Dokładne instrukcje dotyczące pierwszych kroków znajdziesz we Wskazówkach. O wszystko możesz też spytać kogoś z administracji.
Baw się dobrze!
Powrót do góry Go down
 Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Erised :: Zaakceptowane-
Skocz do: