IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 
Romilly Shaquille Burke
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Romilly S. Burke

Romilly S. Burke
Gracz

Romilly Shaquille Burke ULu9UZs
Klasa : V
Liczba postów : 252
Join date : 13/04/2020
Romilly Shaquille Burke Empty
PisanieTemat: Romilly Shaquille Burke   Romilly Shaquille Burke EmptyCzw Kwi 16, 2020 11:22 am

Romilly Shaquille Burke

Imię i Nazwisko Romilly Shaquille Burke
Data i miejsce urodzenia 1984/10/21, Chelmsford
Miejsce zamieszkania Willa na obrzeżach Chelmsford
Czystość krwi 100%
Preferowany dom Ravenclaw
Cechy charakterystyczne
Zadaje się w większości z czystokrwistymi (lub prawie) i bogatymi. Jest osobą wyniosłą i beztroską, której w jasny sposób brakuje empatii. Bywa agresywny.

Aparycja
Jest osobą względnie przeciętną wyglądem, przynajmniej jeśli chodzi o naturalną formę. Dwie pozostałe są przez niego wyidealizowane (pod swoje kryteria piękna) by w jakiś sposób miały podświadomy wpływ na rozmówców. Nosi ubrania eleganckie, schludne, nienawidzi jednak garniturów i unika ich jak ognia. Zawsze jest zadbany. Przypiłowane paznokcie, uczesane włosy, perfumy, umyte zęby. Dla o wszystkie szczegóły chcąc by inni mieli o nim jak najlepsze mniemanie, jak i po prostu czując się ze sobą lepiej.
Wybrany wizerunek Evan Peters + Sky Ferreira, Gabriel Marques
Wzrost 176cm
Budowa ciała Trochę więcej go niż szczupłego
Oczy ciemne brązowe
Włosy jasny blond
Blizny/znamiona
brak


Osobowość
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że Romilly jest osobą dumną i myślącą o sobie bardzo wysoko. Dlaczego? Bo był tego nauczony. Miał szanować swoje nazwisko, pochodzenie, miał być godnym przedstawicielem rodu. I jest, tak sądzi. Inna sprawa, że jest przy tym dość nieokiełznany. Całym sobą okazuje jak jest lepszy, silniejszy, sprytniejszy. Że wie najwięcej i umie najwięcej. Że jest gotów zawalczyć o swoją pozycję, nie tylko słowem, ale i czynami. Jest zdecydowany co do tego, czego chce w życiu (a przynajmniej tak twierdzi). Chce uznania, bogactwa, bycia najlepszym. Chce wykorzystać cały swój potencjał i dąży do tego, by przodować w tak wielu dziedzinach, jak może. Jest to o tyle szokujące, że zwykle to rodzice naciskają na wykorzystanie zdolności swojego dziecka w stu procentach. Tu jednak nie ma takiej potrzeby, sam chce osiągnąć dużo by pokazać swoim rodzicom ile lepszy jest od nich i ile lepiej może wszystkim kierować. Pomaga mu to, że jest obiektywnie stwierdzając, bystrą osobą o wybuchowym temperamencie.
Wydaje się, że wszystko potrafi obrócić w żart. Może i tak jest, nie ujmuje to jednak jego emocjom, trudnym i nieokiełznanym, których nie umie opanowywać tak dobrze, jak by sobie życzył. Wyładowuje je obracaniem tego w żart, często raniąc w ten sposób innych, lub też złością, mściwością, podłością. A tego było dużo, kiedy to na co dzień mścił się na słabszych, mniejszych, biedniejszych, mniej wartościowych w jego mniemaniu. Ma problemy z samokontrolą i długo chowa urazę. Nie zawsze też mści się siłą, a równie często słowami i czynami - czeka na najlepszy moment żeby odebrać swoją sprawiedliwość. Jego pamięć można porównać do słoniowej - nigdy nie zapomina krzywdy ani pomocy i za punkt honoru uważa rewanż za oba.
Poza tym, choć wydaje się to dziwne po poznaniu powyższych cech, jest dosyć beztroski. W jaki sposób? Po pierwsze, nieszczególnie przejmuje się konsekwencjami swoich mniej lub bardziej chlubnych czynów. Po drugie, uwielbia robić ludzi w chuja, mówiąc bardzo wprost. W wielu przypadkach wykorzystuje do tego swoją wrodzoną umiejętność zmiany wizerunku, jednak nie zawsze. Zwyczajnie szuka okazji, a jeśli je widzi, wykorzystuje je jedynie dla urozmaicenia sobie dnia. Trochę podnosi to też jego samoocenę bycia “lepszym niż inni”, choć ta jest już dosyć wysoka z uwagi, że widzi swoich rodziców jako ludzi pracujących lepiej w zadaniach fizycznych niż mentalnych. Również z tego powodu jest okropnym manipulantem, który nie lituje się nad słabszymi, a jeszcze ich przewróci na gorący węgiel żeby po nich przejść, gdyby była taka potrzeba. Najlepiej jakby przy tym wyszedł na tego miłego i dobrego, w jakiś sposób, ale tu różnie to wychodziło...
Jest skryty, sam mierzy się ze swoimi demonami. Wierzy, że informacje nie rodzą przyjaciół, a wrogów. Im więcej faktów o sobie zdradza, istotnych faktów, tym więcej amunicji daje wrogom przeciwko sobie. Dlatego jeśli nie musi, nie mówi nic prywatnego o sobie. Nie znaczy to, że w ogóle nic o sobie nie mówi, ale trzeba naprawdę mocno się starać żeby coś z niego wyciągnąć, a on bardzo musiałby ufać tej osobie, pomimo tego, że ma ogromne problemy odnośnie zaufania od tego dnia, w którym spotkała go klątwa Cruciatusa. Nienawidzi kiedy się go do czegoś zmusza. Można prosić, można zasugerować, nie można sformułować zdania jako “coś, co musi zrobić”. To droga prosto na wojnę jako że na pewno nie dojdą do porozumienia tą drogą. Rodzice sprawdzali wiele razy, siła też nie działa.
Jego empatia jest nieco zaburzona, ale za to faworyzacja działa jak należy więc jeśli dzieje się źle czy też potrzeba pomocy komuś, kogo lubi, nie zawaha się żeby wyciągnąć pomocną dłoń. Miewa złe, tj. markotne dni, w których też wydaje się nieco milszy i przystępniejszy. Czy to przez zmęczenie psychiczne czy demotywację, ale liczy się efekt. Ma szczura, którego bardzo lubi, za to nienawidzi kotów. Nie przywiązuje się jednak szczególnie do zwierząt, a przynajmniej nie na tyle, by po ich śmierci opłakiwać je szczególnie. Byłoby mu przykro, ale bez większych dramaturg.
Stroni od relacji romantycznych, z wielu powodów. Ciężko znaleźć mu kogoś “godnego”, jako że krew jest dla niego jednak dosyć ważna. Nie musi to być czystokrwista czarodziejka, jednak nie wyobraża sobie związku ze szlamą - to po prostu dla niego ujma na honorze. W rzeczywistości bardziej powstrzymuje go wrażliwość, o jakiej nikt nie wie. Romilly nigdy nie kochał, jednak przywiązuje się do ludzi i bardzo się boi, że przez to stanie się słaby i podatny na zranienie. Dlatego też jego związki, jakiekolwiek miał, polegały raczej na chłodnej kalkulacji czy to mu się opłaca, a jeśli nie dostatecznie, szybko relacja się urywała.
Wszystko mu jedno kto z kim sypia, o ile nie próbuje wtrącać się w jego sprawy. Można go określić jako osobę względnie akceptującą względem osób nieheteroseksualnych.


Historia
Rodzina Burke od setek lat cieszyła się, jak kilka wybranych czystokrwistych rodzin, poważaniem i szacunkiem. Można by opowiadać wiele o tej rodzinie, jednak jedną z najważniejszych cech oprócz oczywistego bogactwa, było obieranie w konfliktach stron “dobrych”, a w każdym razie przeciwnych tym w jakiś sposób mocno krzywdzących czarodziejów i niosących ze sobą więcej śmierci niż pożytku. Ostatnimi osobami znanymi chłopcu, do którego ta opowieść dąży, które dbały skrupulatnie nie tylko o dobre imię rodu, ale i o porządek w świecie czarodziejskim, był Sage Burke. Mężczyzna surowy, konkretny, raczej nie szczycący się poczuciem humoru. Można powiedzieć, że biło od niego nieprzerwanym chłodem i powagą, choć jedynie zachowywał stale profesjonalizm i trzymał rękę na pulsie wobec czegokolwiek, co działo się w rodzinie czy jej obrębie. Co więcej, jego “wartość” wzrosła w momencie kiedy jako dziecko okazał się metamorfomagiem. Poślubił więc bez szczególnych opozycji (a wręcz z zachętą) kobietę z domu Flint, czystokrwistego, równie szanowanego rodu, dzięki czemu umocnił pozycję Burke’ów. Poznali się w pracy, jako że oboje obejmowali stanowiska aurorów w Ministerstwie Magii. Czy kochał swoją żonę, Madalyn Flint?
Nie. Zupełnie nie. Z czasem jedynie małżeństwo wykształciło coś na kształt porozumienia, koleżeństwa, obustronnie znając swoje obowiązki. Wspólnie prowadzili interesy, podejmowali decyzje, choć naturalnie Sage miał więcej do powiedzenia jako głowa rodziny. Po niedługim czasie małżeństwa pojawiło się w rodzinie dwoje potomnych - Hector, pierworodny syn, i Nova, młodsza siostrzyczka. Podczas gdy dziewczynka miała stosunkowo łatwe życie - starczyło, że ładnie wyglądała, zachowywała się godnie, uczyła dzielnie - była zostawiona w spokoju, z myślą, że zostanie poślubiona za kogoś z bogatej rodziny i stworzy nowe porozumienia. Tak zresztą się stało, kiedy to zaślubiono ją z mężczyzną z rodu Black - równie znamienitego. Hector już nie miał tak łatwego życia. Ojciec nigdy go nie oszczędzał, był surowy i dominujący. Chciał nauczyć go “męskości” swojego znaczenia, nauczyć go prowadzenia rodziny dobrymi torami. Tylko on odpowiadał za jego wychowanie, matka miała niewiele do powiedzenia. Zresztą najpewniej niewiele by się różniły jej metody wychowawcze. Nova miała łatwiej jedynie przez płeć, nie przez rodzica, który zwracał na nią większą uwagę.
W końcu po szkole Hector dostał się do pracy w Ministerstwie Magii w Służbach Administracyjnych Wizengamotu. Bardzo dobrze się spisywał, zważywszy na szczere zainteresowanie zawodem, jak i bardzo dobre wyniki w szkole. Bardzo się starał i przykładał, podczas gdy ojciec rozglądał się za jego plecami za żoną dla syna. I znalazł.
Nie można powiedzieć żeby Henry był szczególnie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Dobrze mu było samemu, realizował się, rozwijał, miał dość czasu żeby walczyć o awanse. Nie był nigdy nauczony by potrzebować drugiej osoby, choć z pewnością to nie było celowym zabiegiem. Z początku był niezwykle chłodną i zdystansowaną osobą dla Isidore Black. Zaczęli się spotykać by jakkolwiek się poznać, rozmawiać na spotkaniach rodzinnych gdy ich rodzice uzgadniali warunki rozejmu. I wtedy… Zakochali się w sobie. Było to dla ich obojga szokiem, jako że oboje z góry byli nauczeni, że małżeństwo to nie miłość, a profity. A jednak im więcej rozmawiali, tym bardziej przekonywali się o tym, że mieli jednak wspólny język. Isidore była równie ambitna, pracując w pocie czoła w Departamencie Tajemnic, nauczyła też Henry’ego jak godzić ambicje z obowiązkami tak, by nie musieć wyrzekać się czegokolwiek.
Nie można jednak powiedzieć, że byli idealnymi rodzicami. Miłość nie wszystko załatwia i choć ten związek opierał się na równouprawnieniu w kierowaniu rodziną Burke - Henry miał tyle do powiedzenia, co jego żona, choć ta nie zawsze z tego korzysta - samo wychowanie dzieci pozostawiało sobie wiele do życzenia. Jako pierworodne dziecko, narodziła się Dionne. Równie piękna jak jej matka, równie inteligentna, jednak nieco zbyt łagodna by przebić się przez dominację mężczyzn. Isidore nie odpuszczała jej zupełnie, chcąc albo wychować ją na silną kobietę, która będzie potrafiła o siebie zadbać, albo chociaż sprawić by ktoś umiejętny ją zaślubił. Można powiedzieć, że nie raz nie dwa przesadziła z presją wobec Dionne, przez co ta jest raczej osobą stworzoną do kierowania, niźli liderem grupy. Cytując słowa matki pewnego dnia przy obiedzie: “słaba, ale przynajmniej ładna i względnie inteligentna. Znajdziemy jej dobrego męża”. Fajna mamusia.
Trzy lata po Dionne na świat przyszedł Romilly Shaquille Burke. Naturalnie, drugie imię odziedziczył po dziadku, który był niezwykle dumny z potencjalnego następnego przedstawiciela rodu Burke. Szczególnie kiedy dzieciak już po kilku tygodniach przejawiał pojedyncze oznaki metamorfomagii, które z czasem się tylko coraz bardziej uwidaczniały. Nie wiedział jednak wtedy co za diabelstwo konkretnie przyszło na świat. Pierwsze miesiące były względnie normalne - jak to z niemowlakami. Nawet można powiedzieć, że spełniał oczekiwania rodziców mniej więcej do trzeciego roku życia, kiedy to był za młody żeby mieć jakiekolwiek pole do popisu. Jedyne, co robił, to zmiany formy pod wpływem silnych dziecięcych emocji - stosunkowo nieszkodliwe. Kiedy miał z kolei 3 latka, na świat przyszedł jego braciszek, Peregrine. Nieszczególnie był tym mały zachwycony, a z czasem konflikt między braćmi tylko nabierał coraz to większych dram.
Co było takiego w Romillym, że okazał się samym dzieckiem szatana? Otóż wszystko zaczęło się mniej więcej odkąd zaczął sam myśleć - 4 latka? Wszyscy wiemy, że w tym wieku każde dziecko ma pewien rodzaj przemiany, gdy riposty nabierają ognia, a foszki wcale nie są takie krótkie i lekkie. Chłopak od małego był niezwykle bystry, zresztą mówiło się, że po ojcu. Bo przecież nie po matce, a jednak jak teraz o tym myślał, jednak po niej ma większość charakteru i inteligencji, jak i skłonność do manipulacji. Choć z początku Romilly nawet słuchał się rodziców, z czasem zaczął mieć własne pomysły na życie. Zaczął się bunt.

- Isidore, twój syn zdaje się nieokrzesany. Jesteś pewna, że to zdrowe?
- Jest młodym chłopcem, oczywiście, że tak. To normalne. Minie z czasem.

Teoretycznie matka się nie pomyliła, bunt u dzieci jest czymś naturalnym jak tęcza po deszczu. Tylko nie zmienia to faktu, że powinno się jakkolwiek próbować z dzieckiem o tym rozmawiać, ukierunkowywać jego humory, tłumaczyć. W tym domu tego nie było. Był rozkaz, do którego trzeba się było stosować, bo inaczej była kara. Każdy tak był wychowywany, Sage przez jego ojca, potem Hector przez Sage’a… I planowano tak wychować Romilly’ego, uważając to właściwe i skuteczne. Chłopak jednak nie był takiego samego zdania. Pokazał to bardzo dobitnie mając już ledwie siedem lat.

- Masz natychmiast po sobie posprzątać. - powiedział surowo Henry.
Romilly spojrzał na niego z uporem, unosząc nieznacznie brodę w geście buntu. Wściekł się, że nie może bawić się eliksirami rodziców, karmiąc nimi ich kuguchara. Dlaczego nie mógł? Wszyscy na niego przeklinali, bo zwalał rzeczy, bałaganił, nikt go w sumie nie lubił. Ciągle słyszał tylko: głupi sierściuch, na co nam to zwierzę, co za gnida, a niech on w końcu zdechnie, przecież jest stary, jebany kudłacz.
- Bo co? Nikt go i tak nie chce - odpowiedział chłodno.
- Bo ja ci tak każę. Wynocha.
To nie było wyjaśnienie. Nie zgadzał się z tym. Nie można robić rzeczy, “bo tak”. To zupełnie bez sensu. Zacisnął dłonie w pięści ze złością, a włosy zjeżyły mu się, przybierając czerwoną barwę. Ojciec uniósł brwi, czując wyzwanie bardzo dobrze.
- Dobrze. - skomentował, po czym podszedł by przyłożyć mu dłonią w policzek.
Upadł. Bolało bardzo, oczy zaszły mu łzami. Czuł niesprawiedliwość i wściekłość, że każą mu ślepo być kimś innym. Nie rozumiał dlaczego mówią jedno, a robią drugie.
- Zrozumieliśmy się? - zapytał surowo ojciec.
- Aż za dobrze. - I tylko Romilly wiedział co ma na myśli. Hector uznał to za bycie uległym, podczas gdy jego wściekły syn już wiedział, że w ten sposób się nie dogadają. I miał zamiar pokazać mu dobitnie, że nie uniesie już na niego ręki. Nie, jeśli chce osiągnąć cokolwiek, co chciał.
Nad ranem kot był martwy.

Potem już tylko proces wychowania się rozkręcał. Romilly zupełnie nie zamierzał słuchać się rodziców, którzy widać zamiast argumentować swoje rozkazy i polecenia, kazali ślepo mu robić to, co chcieli żeby robił. A chłopiec nie chciał. Nie zgadzał się. Coraz bardziej kłócił się z rodzicami, robił na złość. Zmuszali go siłą do swojej woli, a z każdym rokiem było coraz trudniej. Nie bał się ich. Właściwie, uważał to za słabość i bezsilność, skoro zamiast wytłumaczyć, jakoś wyjaśnić dlaczego mają takie a nie inne życzenia czy opinie, po prostu zmuszają go do zgody. A przynajmniej próbują. Naturalnie, takie argumenty jak “zawsze tak było”, “to działa”, “tak jest dobrze” do niego nie przemawiały. DLACZEGO tak jest dobrze? Czy ktoś myślał o spojrzeniu na coś z innej perspektywy?
Skoro jednak oni decydowali się siłą zmuszać go do posłuszeństwa i zawodzili w tym sromotnie, chłopak zdecydował się dać im do zrozumienia, że nie, nie będą w ten sposób rozmawiać. Widać nieświadomie bardzo jasno określał pewne granice, choć w średnio psychologiczny sposób. A w jaki? Robił wszystko żeby doprowadzić ich do furii. Prowokował, sprawdzał, testował. Ostatnie słowo zawsze należało do niego, nawet jeśli nie mógł czegoś zrobić, w większości przypadków i tak robił po swojemu. Rodzice denerwowali się kiedy przesadzał z używaniem swojej naturalnej umiejętności zmiany wyglądu. Cóż, sami sprowokowali to, że zanim się obejrzeli, Romilly coraz lepiej radził sobie z metamorfomagią. Lubił co chwilę zmieniać włosy na inne, nie tylko kolorem, lubił denerwować ich dziwnymi mutacjami jak dziób zamiast ust, lisie uszy, różne kolory oczu. Szczytem jego kreatywności okazało się przyjście w wieku prawie jedenastu lat na obiad rodzinny z okazji otrzymania listu z Hogwartu, w formie żeńskiej.

- Na miłość boską, Romilly, jak ty wyglądasz?! Odmień się natychmiast! - zawołała matka, widząc swojego syna jako… córkę? W sukience po swojej starszej siostrze. Jako inteligentniejsza niż matka uważała nieustannie jej dogadując, wspierała brata w jego buncie i z radością pożyczyła mu strój, chcąc dopiec złośliwej do granic możliwości matce. Romilly spojrzał na Isidore zupełnie niewinnie, pytająco wręcz.
- Ale przecież sama kupowałaś tą sukienkę, skąd teraz taka surowa ocena? - odpowiedział spokojnie, siadając przy stole. Matka była wściekła.
- Chłopcy nie noszą sukienek, to niedorzeczne, masz natychmiast się przebrać.
Uniósł brwi. Cały stół zebranych wymieniał między nimi spojrzenia, nie wiedząc jak to się skończy. Chłopiec uśmiechnął się wesoło.
- Ale spokojnie, mamuś, przecież teraz nie jestem chłopcem. Szanuj mój dar.
Zapadła cisza, po czym dziadek roześmiał się głośno, uderzając ręką w kolano. Ojciec zawtórował mu niepewnie, bardziej jakby czuł potrzebę pokierowania zebranych.
- A to ci ambaras! - zawołał dziadek. - Isidore, zostaw go, chłopak ma talent! Kiedyś będzie z niego wspaniały szpieg, ja ci to mówię.
Do końca wieczoru matka, wściekła jak tylko można, nie odezwała się już do syna ani słowem. Udawała, że go nie widzi, planując później go ochrzanić. A Romilly? Cóż, świetnie się bawił widząc jej zaróżowione ze złości policzki i ukradkowe, wkurzone spojrzenia. Cudowny wieczór!

I tak oto niedługo chłopiec trafił do Hogwartu. Czuł się tam od samego początku jak ryba w wodzie. Charyzmatyczny, wesoły, pewny siebie, arogancki. Manipulował ostrożnie, ucząc się kto jest podatniejszy, a kto nie. To jego sposób na przetrwanie i otrzymanie wszystkiego, co sobie zażyczy - posiadanie pewnej grupy tych, którzy byli podatni na jego sugestie. Ponadto, był “fajny” jako członek potężnego, bogatego rodu. Wszystkie rzeczy miał nowe, naturalnie, nie żadne używańce. Trzymał się tylko z tymi bogatszymi i jakkolwiek wpływowymi, takimi, którzy mogli coś zaoferować. Biedni czy sieroty byli mu niepotrzebni. A jak z nauką? Radził sobie zaskakująco dobrze, przykładał się. Czy to z namowy rodziców (a bardziej siostry, która miała na niego realny wpływ), czy z własnych ambicji, zależało mu na tym, by widziano go nie tylko jako bogatego, ale też bystrego, takiego jakim był (jaki skromny). Szybko okazało się, że ma smykałkę do Eliksirów, jednak równie dobrze radził sobie na zajęciach Obrony Przed Czarną Magią, oraz równolegle Czarnej Magii. Trzy przedmioty, które najbardziej lubił. Transmutacja względnie go też ciekawiła, jednak nie porywała go z krzesła. Szybko za to pokochał quidditcha, jak większość czarodziejów, i marzył o dostaniu się do drużyny  późniejszych latach. A właściwie, po prostu stwierdził, że będzie w drużynie, ot fakt.
Idyllę zakłóciła wojna. Już wcześniej oczywiście było o tym głośno i działy się rzeczy, ale dla uczniów pierwszych klas było to dość odległe, jakby fakty z gazet i z plotek. A potem przestały to być plotki. Potem zrobiło się potwornie. Ogromną część tego czasu spędził pod postacią inną niż jego naturalna. Starannie dobrał nowy wygląd, którego się trzymał i skrupulatnie go zmieniał by kojarzyć się śmierciożercom inaczej, nie jako on. Rodzice wyjaśnili mu dobitnie konsekwencje posiadania znanego nazwiska. Nie mógł go zmienić, ale mógł zmienić swój wygląd by później móc korytarzami przemykać jako ktoś “inny”, czyli on sam. W teorii obie wersje by działały, ale naturalnie musieli wiedzieć jak powinien wyglądać. Dobrze było namieszać by to nie była tak oczywista sprawa. Było mu trudno i się bał, ale ani razu tego nie okazał, duma nastolatka mu nie pozwalała. Cóż, to, i natura prowokanta i wyniosłego gnojka.
To jednak nie wystarczyło. Zmiana wyglądu nic nie zmieniała kiedy wywołano jego nazwisko tego dnia. Mógł być nawet babcią o lasce, ale wszyscy wiedzieli. Miał na nazwisko Burke, a jego rodzina nie popierała Voldemorta. On też nie. Mówi się, że tylko pierwszoklasiści byli torturowani klątwą Cruciatusa. Więc nie tylko. Oni, oraz pewna grupa uczniów, którzy w jakiś sposób sobie na to zasłużyli. On zasłużył nazwiskiem, a uczniowie zapytani który to Burke, w strachu wydali chłopca od razu. Gdyby był starszy, może by rozumiał, że i tak by go nie ukryli, że już był stracony, jednak wtedy nie rozumiał, a jego serce pękło.
Nigdy w życiu nie czuł takiego bólu na tak wielu szczeblach. Miał wrażenie, że nie wiedział czym jest ból aż do tego momentu, jakby już nigdy nie miało się to skończyć. Jakby jego ciało nie było w stanie przyjąć więcej, a jednak ból był i istniał. Nie pamiętał wiele. Pamiętał jak wywołano jego nazwisko. Jak szedł ku profesorowi, czy kimkolwiek była ta osoba. A potem leżał na podłodze, a jego krzyk gdyby mógł, spękałby ściany i okna. Nic już nie było takie samo. Nic już nie było dobrze. Nie sądził żeby miało być.
Przetrwał czas do Bitwy o Hogwart, choć było ciężko. Jednocześnie nienawidził swojego nazwiska, jak i był z niego dumny. Zmieniało to się z godziny na godzinę, kiedy słyszał w głowie echo swoich krzyków. Był niewinny, nie był zagrożeniem, a jednak spotkało go to tylko dlatego, że chcieli ukarać rodziców. Pozbawić ich jednego z synów. I może by im się udało z drugim synem, ale nie z nim. Wtedy mury powstały, a umysł przestawił się ze złośliwości na podłość, z ostrożności na brak zaufania. Teraz był tylko Romilly. Świat w jego oczach nie był już tak niewinny, tak przyjazny, tak radosny. Teraz chmury były ciemniejsze, wiatr zimniejszy, umysł mroczniejszy. Nadal nie był po stronie Voldemorta, nie uważał go. Jednak choć jeszcze nie był świadom, wtedy wyrzekł się też swojej rodziny. Nie byli już jego bezpieczeństwem, byli przekleństwem.
Wojna minęła. Rodzice walczyli dzielnie przeciwko antagoniście, przeżyli. Czy Romilly się z tego cieszył? Może z racji bogactwa, wygody. Ale nic więcej. Był zdradzony, skrzywdzony. Jak waza, którą ktoś zbił i posklejał, ale linie stłuczeń nadal były doskonale widoczne.
Teraz wrócił do szkoły. Odrobinę mniej wesoły, choć nadal wydawał się pogodny. Trochę mniej przyjazny, a trochę bardziej surowy. Nadal miał w sobie dużo ambicji, dużo talentu, jednak teraz zdawało się, że był jakby bardziej… Mroczny. Jakby miniony czas sprawił, że dziecko z niego wyparowało bezpowrotnie, zastąpione przez niepełnoletniego dorosłego.


Krewni i rodzina

➤ Hector Averill Burke - ojciec, pracuje w dziale Służb Administracyjnych Wizengamotu. Wyjątkowo nieprzyjemny człowiek, poważny i aż podły w swojej szczerości. Bezwzględność pomaga mu w pracy, a skłonności do agresji niszczą relacje w rodzinie.
➤ Isidore Elise Burke - matka, z domu Black, pracuje w Departamencie Tajemnic. Można by przypuszczać, że będzie tym łagodnym rodzicem, jednak jesy jeszcze gorsza od ojca, wierząc w pełni w niską wartość kobiet nie dośc silnych by wydrzeć to, co im się należy i nie patrzeć kogo po drodze tratują.
➤ Sage Shaquille Burke - dziadek od strony ojca, metamorfomag, pracuje w Biurze Aurorów. Pozornie przyjemniejszy niż jego syn, w rzeczywistości surowy, dominujący, niemal despotyczny. Faworyzuje nieco Romilly'ego ze względu na metamorfomagię, jednak zdecydowanie nie pochwala jego buntu przeciwko rodzicom.
➤ Madalyn Timotha Burke - babka od strony ojca, z domu Flint, również pracuje w Biurze Aurorów. Niewiele ma do powiedzenia w rodzinie, raczej żyła ładnie się prezentując i dbając o dobre imię. Jest surowa i raczej chłodna w obyciu, choć najmniej okropna z członków rodziny Romilly'ego.
➤ Dionne Burke - siostra starsza o 3 lata od Romilly'ego. Jako że razem z nim buntowała się przeciwko rodzicom, choć mniej prowokacyjnie, i wspierała go w pomysłąch na dołożenie szpilki matce, mają względnie dobry kontakt. Każde żyje swoim życiem, jednak w przypadku spędzania razem czasu, nie cierpią jak z resztą rodziny.
➤ Peregrine Harry Burke - brat młodszy o 3 lata. Nienawidzą się z Romillym. Dzieciak jest przebiegły i bezwzględnie dąży do oczernienia metamorfomaga, by tym samym wybielić siebie i być tym "lepszym z synów". Rywalizacja trwała odkąd zaczął chodzić i sklejać pierwsze zdania. Gdyby tylko Romilly mógł, wrzuciłby go do rzeki, ale to nielegalne i ciężkie do zorganizowania.
➤ Nova Black - ciotka od strony ojca, zaślubiona do domu Black. Przyjemna w obyciu, ciepła zaczerpnęła z nowej, sympatyczniejszej rodziny, choć bywa i oschła w rozmowie z rodzicami czy bratem.


Ciekawostki
➤ Ma brązowego szczura imieniem Fabio.
➤ Jest metamorfomagiem.
➤ Lubi prowokować zachowaniem uznawanym za niewłaściwe czy w pewien sposób takie, co mu “nie przystoi”. Dlatego na obiady rodzinne czasem po złości morfuje w kobietę i denerwuje rodziców.
➤ Czystokrwiści czy ci z nikłą ilością krwi mugolskiej są dla niego bardziej wartościowymi ludźmi. W przeciwieństwie do jego rodziny, niespecjalnie się z tym kryje.
➤ W przyszłości chciałby zostać aurorem i bardzo zapalczywie do tego dąży.
➤ Jego ulubionymi przedmiotami są Eliksiry, OPCM i Czarna Magia.
➤ Pod wpływem silnych emocji moc wymyka mu się spod kontroli. Przykładowo, kiedy jest wściekły, włosy mu się jeżą, a kiedy bardzo szczęśliwy, niemal w euforii, kręcą się w sprężyste loki. Zmieniają mu się też kolory oczu w zależności od nastroju szczególnie intensywnego w danej chwili.
➤ Jak był młodszy, miał okazję jeździć na hipogryfie. Dobrze wspomina to uczucie, bardzo lubi te zwierzęta.
➤ Gdy miał 7 lat, zabił kuguchara należącego do rodziny, by udowodnić ojcu, że nie może mu rozkazywać. Poza tym i tak nienawidzi kotów...
➤ Jego Patronusem byłby kameleon - gdyby umiał już rzucać to zaklęcie.
➤ Jego boginem jest śmierciożerca, który rzucił na niego lata temu klątwę Cruciatusa.
➤ Nie znosi nosić garniturów, uważa, że są niewygodne i jeszcze wygląda w nich grubo.
➤ Uwielbia Halloween, za to nie znosi Bożego Narodzenia.

Brytyjskie Ministerstwo Magii
Powrót do góry Go down
Felix Lockwood

Felix Lockwood
Admin

Romilly Shaquille Burke 2FtHWfM
Klasa : V
Liczba postów : 221
Join date : 15/04/2020
Romilly Shaquille Burke Empty
PisanieTemat: Re: Romilly Shaquille Burke   Romilly Shaquille Burke EmptySob Kwi 25, 2020 2:23 am





Gratulacje, Ślizgonie!
Teraz, jako pełnoprawny członek forum, możesz zacząć grać w fabule. Koniecznie zacznij od założenia takich tematów jak poczta, powiązania postaci, skrytka u Gringotta i pamiętnik. Dokładne instrukcje dotyczące pierwszych kroków znajdziesz we Wskazówkach. O wszystko możesz też spytać kogoś z administracji.
Baw się dobrze!
Powrót do góry Go down
 Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Erised :: Zaakceptowane-
Skocz do: